24 lutego 2017

Wywiad z Blue

W ten piątkowy wieczór zapraszam na mój kolejny wywiad! Tym razem możecie przeczytać nieco chaotyczną, ale przyjemną rozmowę z Blue, na temat jej bloga Everything is blue.



Yakiimo: Więc, Blue, to mój drugi wywiad, a mimo to podchodzę do tego w bardzo pozytywny, bezstresowy sposób. Jak jest z tobą? Ekscytujesz się? Boisz?


Blue: Właściwie to nie, raczej jest mi miło, że przyjemnie spędzę z kimś czas.


Y.: W takim razie kto kryje się za pseudonimem Blue? Zapewne zarówno ja, jak i czytelnicy pragniemy poznać cię poza blogerową strefą.


B.: Ach, opisałabym się, jako mało ekscytująca osoba, której rutyna to drugie imię.


Y.: Co poza pisaniem? Masz może pasję zupełnie odbiegającą od tworzenia własnych opowiadań? Czy raczej wszystko, co robisz jest jakoś, nawet w małym stopniu, podporządkowane pisaniu?


B.: Będąc szczerą, całe życie poświęciłam pisarstwu. Od maleńkości, kiedy tylko świętej pamięci wujek nauczył mnie czytać, nie widziałam świata poza książkami. Całkowicie oddałam się tej pasji, już w wieku siedmiu lat, nie dostrzegając czegokolwiek innego. Oczywiście, nachodziły mnie czasem marzenia o zostaniu aktorką lub weterynarzem, jednak trwało to zaledwie tydzień, może dwa. Tak w sumie, poza pisaniem opowiadań oraz wierszy, nie potrafię niczego innego, nawet rodzina ciągle powtarza, że nigdy nie wyobrażała sobie mnie w innym zawodzie, szczerze wątpiąc, czy w ogóle bym podołała. Nie posiadam żadnych hobby, planów awaryjnych, nic też nie kusi wystarczająco mocno, bym odbiegła od ścieżki, której jestem wierna niemal całe życie. Hm, ale istnieje coś równie ważnego, bez czego nie potrafiłabym normalnie funkcjonować: moje koty. Zaskarbiły ogromne miejsce w moim sercu, nieraz towarzysząc mi podczas najtrudniejszych okresów w życiu i udzielając swojego futra do wypłakania się albo najzwyklejszego kontemplowania sensu istnienia, kiedy nie miałam humoru.


Y.: Co skłoniło cię do publikowania swoich prac? To przyszło z czasem, czy raczej z dnia na dzień byłaś od razu pewna, że zakładasz bloga?


B.: Hah, to było tak dawno, że trudno mi sobie przypomnieć. Należę jednak do osób, które, przed podjęciem decyzji, muszą przeanalizować wszystkie za i przeciw, a także rozpatrzyć ewentualne scenariusze obu decyzji, więc odpowiedź nie przyszła od razu. Na pewno była to świadomość przyjemności płynącej z pozyskiwania opinii od ludzi z zupełnie innym światopoglądem. Dotąd jedynie najbliżsi członkowie rodziny mieli wgląd do moich prac, toteż zapragnęłam większego grona czytelników. Od zawsze lubiłam być chwalona za ogromną wyobraźnię, ale również pragnęłam poprawy własnego kunsztu pisarskiego. Czytając blogi innych, zrodził się we mnie mały płomyczek chęci pokazania swoich zdolności; dostrzegłam przed nosem otwartą furtkę do świata pisarzy (nawet jeśli zwykłych amatorów), w którym zawsze chciałam się znaleźć.


Y.: W takim razie, co zainspirowało cię do stworzenia bloga z jednopartówkami?


B.: Desperacja. Może brzmieć zabawnie, ale to prawda. Od zawsze miałam problem z ciągnięciem fabuły dłuższych opowiadań; żadnego bloga jeszcze nie doprowadziłam do końca, zbyt szybko nudząc się opracowywaną historią. Uznałam jednopartówki za wybawienie – wystarczająco krótkie, żebym żadnej nie porzuciła, jednocześnie odpowiednio długie, by doprowadzić całą koncepcję z pomysłem do końca. Układ idealny.


Y.: Świetnie cię rozumiem; sama mam z tym spory problem, jednak tym razem bardzo mocno się zawzięłam. Nie boisz się, że któregoś dnia twoja wena na tyle różnych opowiadać zniknie? Że staną się one schematyczne, niemal identyczne?


B.: Hm, jeszcze nigdy o tym nie myślałam. Zawsze staram się podążać za jak najoryginalniejszym pomysłem, a nawet jeśli któryś z nich nie jest zbyt wyszukany, nadrabiam swoim kunsztem i osobowością postaci. Dlatego odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie posiadam tym podobnych obaw.


Y.: Dlaczego wybrałaś takie, a nie inne fandomy? Większość, nie licząc Naruto, nie jest zbyt popularna, co czyni twój blog dość niespotykanym. O których pisze ci się najlepiej?


B.: Właśnie to, że nikt o nich nie pisze. Ktoś musi być pierwszym, prawda? Anime oraz mangi, z których dane fandomy pochodzą, aż prosiły się o kontynuację pobocznych historii lub rozbudowanie wątków między poszczególnymi bohaterami. Nawet seriale czy pełnometrażowe bajki niezwykle kuszą. Górujące tam niedopowiedzenia sprawiają, że mimowolnie włączam pusty dokument w laptopie i rozpoczynam pisaninę. A z którymi mam najlepszą styczność? Jest to zależne od pewnych czynników, nieznanych nawet mi. Na przykład, jeśli chodzi o Ajina, z tego tytułu najlepiej wychodzą mi drabble: nim się obejrzę, tworzę miniaturki o długości równej stu słów. Najwięcej chyba jednak mam one-shotów z Haikyuu, jeśli dobrze pamiętam, i chyba jeszcze Free. Istnieje naprawdę wiele niedocenianych A&M, a swoimi pracami zachęcam innych do sięgnięcia po nie, co już niejednokrotnie mi się udało.


Y.: Dobrze, przejdźmy w takim razie do szczegółów dotyczących poszczególnych treści. Jeśli mowa o SasuSaku: skąd pomysł na taką głęboką treść?


B.: Ponieważ zawsze irytowało mnie w pracach innych ludzi spłycanie uczuć Sakury. Przez to, jak inni widzą jej miłość do Sasuke, naprawdę przestałam lubić tę parę. Postanowiłam jednak do niej powrócić i pokazać własną wizję. Może lekko przekoloryzowałam, dodając do tego czyste szaleństwo, ale hej, wszystko jest możliwe. Zwykle, kiedy patrzę na wieloletnie zmagania Haruno z tym wyniszczającym uczuciem oraz osobowość posiadającą wiele odcieni, nasuwa mi się myśl o obsesji, która w pewnym sensie jest widoczna. Tak właściwie, zawsze lubiłam Sakurę jako yandere (mam do nich słabość) i nietrudno mi sobie ją wyobrazić w podobnej sytuacji. Od zawsze lubiłam poruszać ciężkie tematy, zakrawające o ludzką psychikę, problemy społeczne lub po prostu o tym, co siedzi w głowie psychopatów. Moje one-shoty bardzo często mają ciężką tematykę i wiele znaczeń, dzięki czemu nie istnieje ich zła interpretacja. Trochę jak sztuka – twoje odczytanie pracy autora jest tylko twoje i nigdy nie będzie błędne.


Y.: Przyznam, że czytałam to z zapartym tchem. :) Łatwo pisało ci się w taki sposób czy raczej musiałaś poświęcić trochę czasu, by zawarte tam zdania były ukazane właśnie w taki niecodzienny, ale niesamowicie piękny sposób?


B.:  Dziękuję. :) A pisało mi się bardzo łatwo. Ten sposób jest też chyba dla mnie najprostszy. Wszystko przychodzi mi naturalnie; kilkanaście, można nawet kilka minut i gotowe. Potem zostaje tylko korekta drobnych literówek lub niezamierzonych powtórzeń. Na początku jednakże nie było to czymś tak prostym, ale dzięki rozwinięciu się z pomocą poezji, ten styl jest teraz jedną z moich najmocniejszych stron.


Y.: Podziwiam cię za to; osobiście chyba nie podołałabym czemuś takiemu. Sakura nie chciała pozwolić odejść zmarłemu Sasuke. Trwała przy nim, usilnie próbując zachować go przy sobie, ponieważ był blisko niej. Myślisz, że na jej miejscu zareagowałabyś podobnie?


B.: Miłość popycha nas do różnych działań i osobiście nie mogę zaprzeczyć, że nigdy bym tak nie postąpiła. Instynkty, które drzemią w człowieku, a także różne okoliczności, wyczerpanie psychiczne –
to wszystko tworzy mieszankę, której wybuch potrafi doprowadzić do każdego rozwiązania. Dlatego też tak uwielbiam poruszać ten temat; można pokierować bohaterem na miliony różnych sposobów, zaskakując nawet samego siebie.


Y:. W pierwszej części opisujesz wewnętrzne katusze Haruno. W drugiej natomiast skupiasz się na ciele samego Sasuke i tego, co Sakura zamierza z nim zrobić. Co skłoniło cię do ów rozdzielenia? Od początku je planowałaś?


B.: Nie, ten pomysł przyszedł kompletnie niespodziewanie. Początkowo w drugiej części chciałam uwzględnić dokładnie przeszłość obojga, wyjaśniając poniekąd zachowanie Sakury, jednak pod sam koniec naszło mnie pewnego rodzaju olśnienie i dopisałam ciąg dalszy. Dobitnie ukazałam szaleństwo dziewczyny, zahaczając o jedną z ulubionych tematyk: gore. Jeszcze wcześniej w ogóle nie zamierzałam pisać kontynuacji, uznałam jednak, że tylko zmarnowałabym okazję, niczego nie ciągnąc.


Y.: Czy pod wizerunkiem szalonej, zrozpaczonej kobiety kryje się coś więcej? Jak czytelnik winien odbierać postać Sakury? Wyłącznie na płaszczyźnie, którą nam przedstawiasz czy jest coś jeszcze poza tą otoczką?


B.: Tak jak wspominałam wcześniej, interpretacja moich prac zależy tylko i wyłącznie od czytelnika – jeśli życzy on sobie widzieć Sakurę jedynie, jako kogoś niespełna rozumu lub dostrzega w tym wszystkim płomyk głębszego sensu, nie mam żadnych przeciwwskazań. Osobiście zawsze byłam zdania, iż nic nie jest albo całkowicie białe, albo całkowicie czarne. Istnieją szarości i zdecydowanie za bardzo lubię wplątywać je w wątki swoich historii. Myślę, że Sakurą od zawsze kierowało coś więcej; coś, do czego nie przyznawała się przed samą sobą. Spychała to na dno podświadomości, w pewnym sensie zamiatając pod dywan. Dlatego też i ja nie rozpisywałam się w tym temacie, pozostawiając wszystko w rękach odbiorców.


Y.: Na tym etapie dowiedziałam się wszystkiego. Jednak to nie koniec, mamy jeszcze sporo do przerobienia. W swoim autorskim tekście nawiązujesz do depresji. Jak bardzo pisanie przynosiło ci ulgę i radość w tamtym nieciekawym okresie?


B.: Była to moja jedyna ucieczka od problemów. Wyciskałam z siebie wszelkie negatywne emocje, mogąc dzięki temu normalnie funkcjonować. Gdybym nie dawała upustu emocjom, na pewno źle by się to skończyło. Pisarstwo jednak zawsze mnie ratowało i wtedy również nie doznałam zawodu. Nauczyłam się patrzeć na wszystko klarowniej, podejmować bardziej rozsądne decyzje i wyobrażać sobie ewentualne konsekwencje podejmowanych decyzji. Zaczęłam szerzej patrzeć na świat, przestałam żałować własnego życia. Mimo wszystko wydarzenia sprzed lat ukształtowały mnie na taką, jaką jestem dzisiaj i mimo wszystko nie chciałabym czegokolwiek zmieniać, gdybym dostała taką możliwość. Moje teraźniejsze ja było warte wszelkich trudów.


Y.: Z mojej perspektywy wydajesz się bardzo silną i zdecydowaną osobą. To, co najbardziej ciekawi mnie w ów pracy, to tytuł? Skąd się tak naprawdę wziął?


B.: To bardzo proste. Jest to data konkretnego wydarzenia, do którego odnosi się ten one-shot. Właśnie ono popchnęło mnie do napisania tej pracy. Z czego piętnastka na samym końcu nie mówi o dniu, a moim wieku.


Y.: Oh, rozumiem, że masz piętnaście lat? No to jesteśmy prawie rówieśniczkami, choć troszeczkę cię wyprzedzam. Lubisz mroczną, tajemniczą tematykę skupiającą się wokół ludzkiej egzystencji, uczuć, przemijania i samej śmierci. Skąd u ciebie to nieco niepokojące zamiłowanie, które wprost ubóstwiam?


B.: Nie, lat mam osiemnaście. :) Podczas tamtego wydarzenia, w 2014 roku, byłam piętnastolatką, a że nie pamiętam dokładnie, który to był czerwca, posłużyłam się swoim wiekiem. A pochodzenia zamiłowania nie potrafię wyjaśnić. Jest to nieco paradoksalne, ponieważ, jeśli chodzi o tematykę horrorów, nie daję rady ich oglądać samej, a jednak piszę rzeczy porównywalne do nich. Myślę jednak, że może to być świadomość tego, iż w opowiadaniu zabijemy, porwiemy lub skrzywdzimy kogokolwiek tylko chcemy i nie poniesiemy za to żadnych konsekwencji; mamy wszystko pod kontrolą i kierujemy losem innych jak tylko zapragniemy. Może i w pierwszym odczuciu wydaje się być silną i zdecydowaną osobą, ale to tylko pozory. W życiu realnym jestem bardzo nieśmiała, nie podejmuję kontaktów z innymi, dlatego też wykorzystuję pisarstwo, by móc wejść w zupełnie inne buty i poczuć dreszczyk emocji.


Y.: Ah, w takim razie wybacz za drobną pomyłkę. Przejdźmy może do kolejnych twoich jednopartówek. Skąd u ciebie takie zafascynowanie yaoi?


B.: Hm, trochę ciężko to wyjaśnić. Związki homoseksualne w pewnym sensie zawsze wydawały mi się głębsze emocjonalnie, w czym tylko czytane historie mnie utwierdzały. Potrzeba do tego o wiele więcej zaufania (do samego siebie, jak i drugiej osoby), samozaparcia oraz trwałości w uczuciach, niż u osób heteroseksualnych. Pokochałam ten temat, a także sposobności do rozwijania go w pisanych historiach. Yaoi jeszcze bardziej pozwala mi rozwinąć wyobraźnię czy oryginalność, zwracam więcej uwagi na typy ludzi żyjących na świecie, którzy mieliby z tym problem, popieraliby to lub kompletnie nie zwracali uwagi na tego typu rzeczy.


Y.: W tego rodzaju pracach skupiasz się na bardzo wrażliwej stronie miłości. W każdą wlewasz tyle siebie, swojej uczuciowości, czy czasem podchodzisz do tego z dystansem?


B.: Do żadnej ze swoich prac nie podchodzę z dystansem, uważam, że taki zabieg w pisarstwie nie ma najmniejszego sensu. Każda jednopartówka, którą stworzę, ma w sobie większą lub mniejszą część mnie samej; gdybym nie przelewała w nie własnych uczuć, czytelnik nie mógłby ich dostrzec, a także poczuć na własnej skórze.


Y.: Do czego nawiązuje tytuł Niekompletni?


B.: Przyznam szczerze, że nie kryje się za nim jakaś głębsza historia. Uznałam jednak, iż pasuje idealnie do wizji tej historii – opowiadającej o losach dwóch po uszy zakochanych osób, które oddzielnie czują nieuniknioną pustkę. Na pewno każdy kiedyś mierzył się z tęsknotą; Makoto i Haruka powracali do niej zawsze, kiedy zostawali od siebie odseparowani. Kompletni mogli poczuć się jedynie w swoim towarzystwie.


Y.: To opowiadanie, podobnie jak inne, było pozbawione dialogu. Nie boisz się, że może to zniechęcić czytelnika albo, co gorsza, znudzić go twoją treścią?


B.: Dialog to nie podstawa dobrego opowiadania, przede wszystkim liczą się emocje, oddane uczucia i brak sztuczności. Jeśli autor odpowiednio dopracuje swoją pracę, włoży w nią całe serce, dobrze wszystko przemyśli i będzie pewny własnych zdolności, mogę zagwarantować, że czytelnik nawet nie zauważy ich braku. Oczywiście, nie wolno popadać w skrajności; oczywistym jest, iż w wielu momentach dobrze przeprowadzony dialog to kluczowa sprawa, należy jednak pamiętać, by nie stawiać go na piedestale. Podczas filmu fragment wypowiedzi postaci zawrze sobą potrzebne napięcie czy też uczucia, w opowiadaniu niestety tak nie będzie. Istnieje też coś takiego, jak monolog wewnętrzny bohatera lub jego wewnętrzna kłótnia z własną podświadomością, przybierającą postać różnych osób, nawet samego demona. Jest on zazwyczaj pośredni, jedynie domyślny, ale dobrze wyczuwalny i przywołuje uśmiech na twarzy. Wiele z moich prac, które nie zawierają typowych konwersacji między bohaterami, obfitują w owe mowy. Dlatego nie odczuwam jakiegokolwiek strachu w tym temacie, wiem na co się piszę i bardzo lubię ten zabieg, toteż dopóki sprawia mi to frajdę, jestem pewna, że odbiorcom również będzie.


Y.: Rzeczywiście twoje opowiadania mimo braku jakiejś rozmowy, mają to coś, co sprawia, że z ochotą oczekujesz na więcej. Haruka uważa swoje uczucie do Makoto za egoistyczne i obezwładniające. Dlaczego?


B.: Ponieważ pragnął Makoto wyłącznie dla siebie. Czasem nawet nie myślał o nim samym, lecz o przyjemności, która płynęła z bycia w jego towarzystwie. Tachibana jest z natury bardzo troskliwą osobą; zawsze stawiał potrzeby Haruki ponad wszystko inne, a on często naumyślnie wykorzystywał ten fakt. Nie uważam tego jednak za złe. Każdy ma w sobie coś z egoisty, może to instynkt przetrwania? Ważna jest dla nas wygoda psychiczna, świadomość, że jutro też będzie dobrze: nic nie wymknie się nam z rąk. Nanase od zawsze chciał tylko spokojnego życia, Makoto mu je gwarantował. Kochał szczerze, do bólu wszystkich mięśni, kości, do strachu tak głębokiego, iż popadał w paranoję, ale jednocześnie nie potrafił odepchnąć na bok myśli potwierdzających jego samolubną naturę. Po prostu był sobą, nie ukrywał tego, jednak też się nie obnosił. Przyznam – jego podejście do miłości jest trochę opowiedziane moim okiem, ale nie sądzę, że zrobiłam błąd, bo postać Haruki kanonicznie posiada podobne podejście do życia, co ja, więc nie nagięłam jego charakteru, a zawsze bardzo tego pilnuję.


Y.: Przyznam, że ta jednopartówka błyskawicznie skradła moje serce. Co do Haikyuu mam tylko jedno pytanie. Dlaczego bohaterami tego opowiadania uczyniłaś właśnie Kageyamę i Sugawarę?


B.: Hm, pasowali mi do niego najbardziej. Ich relacje w kanonie na początku były identyczne – nieśmiałe, niepewne, przepełnione wielkim szacunkiem, zdystansowane. Potem zostali dobrymi przyjaciółmi z drużyny; ich znajomość ujęła mnie już na samym początku. Pomyślałam „jeśli mam przedstawić miłość niewinną, dopiero raczkującą, nabierającą rozpędu, zaufania i pewności, oni nadadzą się idealnie”. I tak też się stało: teraz nie widzi mi się w tych rolach nikt inny. Czytelnicy na pewno też to czują.


Y.: Oscylujesz między namiętnością a czystym fizycznym pożądaniem? Które opisuje ci się łatwiej, w stronę którego bardziej się skłaniasz?


B.: Zdecydowanie namiętność, podłoże emocjonalne, to, co siedzi nam w głowie, gdy kochamy. Pociąg fizyczny uważam jedynie za dodatek, najważniejsze są uczucia. Bez nich seks będzie tylko seksem, niczym więcej. Nigdy nie wolno nam na tym poprzestawać; miłość można ująć w naprawdę wiele cudownych słów, metafor, doznań. Można opisać to wszystko pod kontekstem uczuć buzujących w człowieku, kiedy oddaje się przyjemnościom fizycznym. I według mnie jest to najlepszy zabieg. Jeśli zepchniemy dokładny opis sytuacji na dalszy plan, pozwolimy pracować wyobraźni czytelnika: ujrzy przed oczami to, co mu się najbardziej podoba. Folgować też jednak powinniśmy, co sama robię, i pozwolić palcom popłynąć po klawiaturze, wyszczególnić nieco obraz przedstawianych scen, przyprawić odbiorcę o zawstydzenie. To miła odmiana, wszystkiego trzeba w życiu spróbować.


Y.: Przyznam otwarcie, że spodziewałam się takiej odpowiedzi, bowiem tworzone przez ciebie emocjonalne podłoże jest bardzo szczegółowe. Przejdźmy do kolejnego, już ostatniego etapu naszego wywiadu. BTS to jedyny kpopowy zespół, którego, jak mniemam, jesteś fanką?


B.: Nie, nie jest jedyny. Kocham ich znacznie, znacznie więcej, ale nie zaprzestaję tylko na zespołach i doceniam również solowych artystów. Utwory koreańskie, jak ogólnie azjatyckie, to coś cudownego. Stanuję od groma piosenkarzy, zwłaszcza raperów, nie tylko tych ze Wschodu. Muzyka odgrywa ogromna rolę w moim życiu – nie potrafiłabym pisać bez słuchania konkretnych piosenek. Odkąd pamiętam wprowadzało mnie to w konkretny nastrój, pomagało wymyślić coś zaskakującego i najzwyczajniej umilało pracę.


Y.: W takim razie dziękuję za ostatnią odpowiedź. Bardzo miło mi się z tobą pracowało, dużo się dowiedziałam. Chciałabyś może coś dodać na sam koniec?


B.: Ja również bardzo dziękuję, tak jak przypuszczałam – naprawdę przyjemnie spędziłam ten czas. Chciałabym jeszcze tylko pozdrowić serdecznie całą załogę i wszystkich czytających, życząc im samych radosnych chwil w życiu.


Y.: W imieniu całej załogi, serdecznie dziękuję.



2 komentarze:

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: RENDER