19 kwietnia 2016

Urodzinowy speciał, czyli jak to wszystko się zaczeło

Hej kochani!  Zgodnie z obietnicą przygotowałyśmy coś z okazji urodzin bloga. W tym poście postanowiłyśmy podzielić się z Wami naszymi początkami na blogosferze. Dlaczego zacząłyśmy, gdzie stawiałyśmy pierwsze kroki i jak trafiłyśmy na Mangowe Wywiady. 
Przepraszam za opóźnienie, post miał pojawić się wczoraj, ale jak dobrze wiemy, Rons ostatnio ma problemy z organizacją i fatalnie radzi sobie z dotrzymywaniem terminów. Wybaczcie, pracuje nad tym :) 


MIŁEGO CZYTANIA!



Kaori



Moja pisarska historia jest trochę długa, trochę skomplikowana, trochę… nudna. Nie umiem podać dnia ani miesiąca, kiedy zaczęłam skrobać długopisem w zeszycie. To, co wtedy tworzyłam, dziś śmiało mogę nazwać śmieciem. Były to fantazje nastolatki, która nie umiała dobierać słów, zapisywać poprawnie dialogów i stosować opisów adekwatnych do sytuacji. Wiem tylko, że w najtrudniejszym okresie mojego życia wrzuciłam ów zeszyt w ogień i patrzyłam jak pożerają go płomienie. Niesamowite uczucie. Wolności.

Wolność to jednak pojęcie względne. W tym samym czasie bowiem ponownie sięgnęłam po długopis, z szafy wygrzebałam zeszyt (na okładce miał auto) i znów zaczęłam pisać. Zatem nie mogę mówić o wolności skoro byłam już uwiązana.
Ponieważ tamten okres był dla mnie trudny, pisanie okazało się jedynym skutecznym lekarstwem. Chwile gdy leżałam nad zeszytem, zastanawiając się nad treścią swojego pierwszego poważnego opowiadania pamiętam do dziś. Wymyślanie fabuły zajmowało moje myśli, myślałam o niej dużo więcej niżbym chciała.
Po skończeniu tego opowiadania (miało 10 stron i zdecydowanie za dużo błędów w przeliczeniu na jedno zdanie) skoczyłam na głęboką wodę i w tym samym zeszycie zaczęłam pisać ff na podstawie ,,Naruto''. Szybko mi się jednak znudziło i do tworzenia wróciłam dopiero w wakacje. Wtedy sięgnęłam po kolejny zeszyt (marnotrawstwo zeszytów jest u mnie na porządku dziennym), w którym
ponownie zaczęłam kombinować z historią Uzumakiego. Byłam z siebie tak bardzo dumna, że założyłam bloga. Na onecie. Nie mogę powiedzieć, aby był to mój pierwszy blog, gdyż już wcześniej próbowałam swoich sił w sferze blogowej, ale na pewno był to pierwszy poważny blog.
Moja onetowa przygoda nie trwała długo. Funkcjonowałam tam pod nickiem Marzycielka przez kilka miesięcy. Historia, którą publikowałam na blogu, była masłem maślanym, właściwie to nadal jest, bo blog wciąż istnieje. Przez sentyment nie usunęłam śladów swojej porażki. Dużo się dzięki tej historii nauczyłam, choćby tego, że jeśli zacznę za bardzo kombinować, zgubię się w własnym opowiadaniu.
Potem przeniosłam się na blogspot i zaczęłam z blogiem o Sakurze i Itachim. Za sprawą pewnej blogerki, która miała n blogów o tej parze, poczułam chęć napisania własnej historii. Byłam zakochana w Itasiu po uszy (nie żebym teraz nie była) i dośc częśto uosabiałam się z Haruno, co chyba było błędem. Można powiedzieć, że tym razem odniosłam z moim blogiem mały sukces. Chociaż nie zakończyłam tego opowiadania tak, jak chciałam.
Zachęcona pozytywnymi opiniami stworzyłam kolejne opowiadanie o wyżej wymienionej parze. I na tym historia się kończy, chyba że uwzględnić jeszcze ten rok (może dwa) kiedy byłam i trwałam zupełnie wypalona na Czarnym Kocie. Neko miał być super kocim bohaterem, który podbije serca czytelników, a tymczasem ja… ja nie umiem tego opowiadania doprowadzić choćby do połowy. Więc ostatecznie blog jest zamknięty i czeka na wskrzeszenie.
Bardzo dobrze pisze mi się one-shoty, dlatego nie dziwi fakt, że zmarnowałam kilka kolejnych zeszytów na krótkie historyjki o bohaterach z anime lub OC. Czasami po prostu pisze kilka zdań pod wpływem chwili, czy to opis zachodzącego słońca, czy samotnego drzewa… nieważne. Moje zapiski nie zawsze są jasne i proste, po pewnym czasie nawet ja sama zapominam, co miałam na myśli, pisząc dane słowa.
Wywiady to blog…, który jeszcze mi się nie znudził, choć współtworzę go już dwa lata. Mam wiele dobrych wspomnień związanych z dziewczynami. Atmosfera w ekipie zawsze jest przyjazna, zdarzają się kłótnie pomiędzy mną a Hoshi, ale mają one charakter czystko koleżeński, Ronny trzyma rękę na pulsie.
Nie żałuję, że dołączyłam do ekipy i nawet chyba powinnam podziękować Hanie, że gdy ogłosiła nabór (na administratora) moje zgłoszenie zostało odrzucone. Dzięki temu miałam determinacje, by zgłosić się po raz drugi. Właśnie wtedy do ekipy dołączyła też Hoshi i Rhan. Czas z nimi spędzony był super.  I mam nadzieję, że spędzą na Wywiadach jeszcze wiele niezapomnianych chwil.

Hoshi

Hmm, tak się zastanawiam, od czego mogę zacząć i dochodzę do wniosku, że… nie wiem. Ale może dobrym punktem zaczepienia będzie „Naruto”. Bo wszystko, jak by nie patrzeć, zapoczątkowało właśnie to anime. A więc oglądałam je sobie tak, oglądałam, aż nastał ten okrutny moment, kiedy… skończyłam. A właściwie obejrzałam wszystkie dostępne wtedy odcinki, a  czekanie na kolejne, pojawiające się co tydzień, zaczynało mnie dość mocno denerwować. Tak też wiedziona nudą i odrobiną ciekawości, zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zapełnić ten czas oczekiwania. Po przekopaniu się przez wiele AMV i fanartów, trafiłam na coś nowego – ktoś pisał opowiadanie, właśnie o Naruto. Z początku wydało mi się to dziwne – ale jak to, tak postaci z mangi, ale w innej rzeczywistości, z innymi historiami, charakterami? Ale coś mnie podkusiło, aby jednak zacząć czytać. Przeczytałam pierwszy rozdział, drugi, ósmy, dwunasty… No, opowiadanie, nie powiem, spodobało mi się. Tak też zaczęłam szukać innych. Trafiłam na blogi lepsze gorsze, ciekawe i te nieco mniej. Byłam sobie biernym czytelnikiem przez około rok. Aż w mojej głowie zaczął się rodzić dziwny pomysł. A może… ja też spróbuję? Kiedyś lubiłam pisać, z nudów zaczynałam książki, opowiadania, których świat miał nigdy nie ujrzeć, ale też prowadziłam sobie jednego bloga, właśnie z opowiadaniem, jednym z najlepszych (cóż, był to właściwie zbiór dialogów między bohaterami, praktycznie bez przecinków, ale wiecie… patrzyłam na to oczami jedenastolatki), które właśnie odważyłam się opublikować. Jednak jako osoba „dojrzała”(hehe) nie chciałam zaczynać czegoś na siłę, żeby było, bo wiedziałam, że nie będzie się to nikomu podobać, nawet mnie. I tak sobie odrzuciłam tamten pomysł, i tak sobie o nim zapomniałam, ale do czasu. Raz, po raz kolejny wiedziona nudą i chęcią stworzenia czegoś kreatywnego, wyjęłam kartkę i… zaczęłam pisać. Spisywałam pomysł, który już od jakiegoś czasu tak sobie chodził po mojej głowie, w domu, w szkole, pod prysznicem (o, pod prysznicem szczególnie) – pierwszy rozdział mojego pierwszego fanfiction. Napisałam, po jakimś miesiącu gdybania pojawił się on na blogspocie. No i tak zrodziło się moje pierwsze opowiadanie. Napisałam kolejne rozdziały, jakieś… trzy? Chyba trzy. Zaczęłam uważać się za Ałtoreczkę przez duże „A”. Aż pewnego dnia, czytając jednego z ulubionych blogów, napotkałam się na post autorek, w którym zapraszały do przeczytania wywiadu z nimi. Zdziwiłam się: „Wywiadu? Kurcze, zazdro trochę, to już takie znane są?”. Kliknęłam w podany link zaczęłam czytać. Był to bodajże czwarty wywiad Akari, przeprowadzany z dziewczynami z bloga „Akatsuki żartem”. I całkiem mi się spodobał. Zaczęłam przeglądać kolejne wywiady,kolejne. Po dłuuugich namyśleniach postanowiłam się zgłosić. A co, raz się żyje. Akurat stało się tak, że mniej więcej w podobnym czasie na blogu otworzony został nabór na dziennikarza. Jak możecie się domyślić, moje rozmyślenia trwały BARDZO długo. Ale jednak stwierdziłam, że raz kozie śmierć – PRÓBUJĘ. I tak pewnie mnie nie przyjmą, więc czym ryzykuję? No i tak napisałam to zgłoszenie, wysłałam – czekam. Czekam, czekam… Wchodzę pewnego razu na GG – jest odpowiedź! Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, radości i zestresowaniu – pozytywna! Zostałam przyjęta na staż, przeprowadziłam swój pierwszy wywiad, w podobnym czasie też Rhan przepytała mnie z ramach własnego stażu – i tak oto wraz z nią i Kaori znalazłyśmy się w ekipie. Ekipie niezwykle przyjaznej, zabawnej i ogólnie… chyba najlepszej, jaką mogłam sobie wyobrazić. Ach, ileż to my gadałyśmy! O ziemniakach, szkockiej, Neko, która jest DZIECKIEM wielkimi literami(!) (wybacz, musiałam xD), Ronny Wróżbicie Macieju… Wymieniać można by w nieskończoność.
Hmm… Czy nie powinnam przypadkiem tutaj kończyć? Chyba powinnam. Chyba na pewno. Co prawda mogłabym pisać jeszcze długo, o moich przyszłych wywiadach, nowych blogach, „Do góry nogami”… ale komu chciałoby się to czytać. Dokładnie – nikomu. Ale chyba zmieściłam się w temacie wspomnień, a więc spokojnie mogę przestać maltretować moją klawiaturę, która i tak już wystarczająco dużo przeszła, chociażby podczas mojego uderzania o nią – wiecie, taka Akairowa odmiana „facepalm'a”. A więc tu skończę. O, dokładnie tu. KONIEC.

Rons

Moja przygoda z blogosferą zaczeła się wieki temu jeszcze na onecie gdzie byłam cichą czytelniczką.

Pisać zaczełam ponad 5 lat temu, kiedy niedługo po wyjeździe z Polski, kuzynka namówiła mnie żebym sama spróbowała coś własnego napisać. Na początku była to tylko chęć przekształcenia swoich pomysłów w opowiadania, napisania czegoś czego brakowało mi w innych historiach, chęć spróbowania czegoś nowego.

Z czasem stało się to dla mnie taką trochę ucieczką od problemów, tęsknoty i emocji. Pisałam jak byłam zła, smutna czy szczęśliwa, byłam pełna pomysłów a układanie ich w historie było czymś niesamowitym.

Zaczełam pisanie od bloga o wszystkich bohaterach w szkole Konoha, potem były jeszcze SasuSaku, ShikaTema, KibaIno, NaruHina i NejiTen. Niestety jak to bywa na początkach, - wiem że nie jestem w tym osamotniona - ekscytacja wzieła nademną górę i wszystkie blogi założyłam prawie w jednym czasie, i że była ich spora ilość, rozdziały pojawiały się dość rzadko.  Co  zmusiło mnie do pozbycia się bloga o NaruHina. Konohe, NejiTen, SasuSaku przeniosłam na blogspota a nawet odżywiłam blogi  kilkoma nowymi  rozdziałami.

 Tak mi mineły prawie dwa lata, kiedy pewna bliska mi osoba, zaczeła narzekać na to że wszędzie w moich opowiadaniach Sasuke jest z Sakura a ja ambitnie chciałam spróbować czegoś innego, wszakże pisarz nie powinnien być ograniczony przez paring nie? No wtedy zaczełam pisać BK, miało to być krótkie opowiadanie, ale rozwineło się do trzech postaci: Akemi, Luny i Naomi a potem pomysł się rozrósł. Wtedy też straciłam to coś do SS, zndudziło mi się.

Z czasem pojawiła się Pułapka Iluzji, która powstała pewnego zimnego, nostaligicznego wieczoru, kiedy Rons miała niezłego doła. Ułożyłam z tego mały fragment, który miał być nie publikowany ale potem gdy wpadły mi do głowy następne pomysły, był on fundamentem całej histori.

Na wywiady trafiłam przypadkiem, ale zaciekawiła mnie ich forma. Od zawsze lubiłam czytać wywiady z gwiazdami a tu nagle trafiam na bloga gdzie mogę dowiedzieć się więcej o swoich ulubionyyh autorach. Przeczytałam wszystkie wywiady w kilka dni, zastanawiając się o co ja bym zapytała na ich miejscu. Gdy zwolniło się miejsce za pierwszym razem nie zdecydowałam się, szczerze powiedziawszy stchórzyłam, wszakże byłam nie znaną autorką, która wcześniej nie pracowała w blogu zespołowym. Trochę potem żałowałam, dlatego kiedy odeszła kolejna osoba szybko napisałam do Hany, to jeszcze za nim otworzyła nabór. Tak też kiedy jednak mnie wybrali, byłam zaskoczona, ale szczęśliwa i podekscytowana.

W krótkim czasie Hana awansowała mnie na współautorkę bloga, a jak odeszła musiałam się zmobilizować i postawić wywiady na nogi. W tamtym momencie byłam tylko ja i Akari a całe wywiady na mojej głowie. Nie miałam doświadczenia, mimo że byłam przez kilka miesięcy współautorką to jednak decyzje ostateczne podejmowała Hana. Bałam się, że mogę zawalić, że praca tych wszystkich dotychczasowych autorek pójdzie na marne, wtedy otworzyłam nabór i zwerbowałam Hoshi, Kaori i Rhan. Szybko znalazłyśmy wspólny język a konfy były dość komiczne, ile się przy tym ubawiłyśmy.

W pewnym momencie stałam się częścią blogosfery, poznałam  inne autorki a z jedną się nawet zaprzyjaźniłam i spotkałam. Blogi nie były tylko pasją, ucieczką czy szansą na pozbycie się nadmiernej wyobraźni w formie tekstu. Stały się taką moją Polską.

Jestem dumna z tego co zrobiłam, z mojej załogi, z bloga, z naszej ciężkiej pracy. Gdy dołączałam do wywiadów, chciałam spróbować czegoś nowego, ale stałam się częścią czegoś większego. Wywiady stały się rozpoznawalne, mamy wielu wiernych czytelników, zgłoszeń też jest wiele a i wy też chcecie być tego częścią, lubicie nas a każde nowe wyświetlenie, każdy nowy komentarz, każde nowe zgłoszenie jest dla nas czymś wyjątkowym, dumą, satysfakcją. Wywołujecie na naszych ustach uśmiech dziękujemy. Dziękuje również moim kochanym dziewczynom, gdyby nie ich zaangażowanie i ciężka praca ja pewnie bym się dawno poddała. Jesteście wielkie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: RENDER