14 kwietnia 2018

Hard to break

“To twoja sprawa, jak pokierujesz swoim życiem, ale pamiętaj, że nasze dusze i ciała są nam podarowane tylko raz. Większość ludzi zachowuje się tak, jakby mieli dwa życia, oryginał i kopię… Ale życie jest tylko jedno.”
Andre Aciman — Tamte dni, tamte noce (Call me by your name)


— Ten wywiad ani trochę nie spełnia moich oczekiwań, Fukao.
Jej przełożona cisnęła plik kartek na biurko i wyzywająco popatrzyła dziewczynie w oczy, zakładając przy tym ramiona na piersi. Była niewiele starsza od Kaori, ale, ubrana w ciasną marynarkę i ołówkową spódniczkę, wyglądała niczym prawdziwa bizneswoman.
Jeszcze kilka miesięcy temu dziennikarka popukałaby się w głowę na samą myśl o zatrudnieniu w wielkiej korporacji, szczególnie takiej, jak Nation. Nie było na świecie równie agresywnego, kontrowersyjnego i popularnego pisemka. Zarobki bardzo ją cieszyły. Mogła pozwolić sobie na odrobinę luksusu, a nawet przeniosła się z kawalerki do dwupokojowego mieszkanka w centrum Tokio. Skrupulatnie odkładała także na wymarzone wakacje. Mimo to, czuła, że powoli się wypala. Tak, mając dwadzieścia siedem lat Kao zaczynała poważnie myśleć o emeryturze. Każdy dzień tutaj był walką o przetrwanie; ludzie non stop wylatywali za drobne przewinienia. Na szczeblu utrzymali się tylko bogacze, przyjaciele pełnoetatowych pracowników oraz ona — szara myszka z przedmieścia. Dostrzegała nienawistne spojrzenia pseudo koleżanek czy pogardliwe szepty. Starała się, by jak najmniej ją ruszały, ale w konsekwencji przepłakała wiele nocy.
— Na twoje miejsce jest pięciu innych kandydatów — poinformowała Akane.
Kaori nerwowo potarła przegub dłoni.
— Wiem.
— Powinnam dać ci wypowiedzenie, jednak zważając na wcześniejsze teksty… Przyniosłaś nam wiele dobrych recenzji. — Wskazującym palcem popukała się w brodę. — Dwa tygodnie.
— Słucham? — Podwładna uniosła na nią nieco przestraszone spojrzenie.
— Masz dwa tygodnie na napisanie czegoś niezwykłego. Wywiad, felieton, cokolwiek, byle się sprzedało — rzuciła, wzruszając ramionami.
Tu wszystko było na sprzedaż. Zwłaszcza stanowiska, bo pracownice chętnie sypiały z dyrektorami poszczególnych działów, licząc na dodatkowe premie. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz napisała coś dla przyjemności. Nawet, gdy próbowała, po pierwszych trzech zdaniach, słowa wydawały jej się kompletnie mdłe, pozbawione sensu. Nie umiała pozbierać myśli.
— Idź już. I weź się w końcu w garść. — Odesłała ją lekceważącym machnięciem ręki.
Kaori wstała, zabierając ze sobą resztki chęci. Na korytarzu ludzie mijali ją bez słowa, ciągle gdzieś spiesząc. Nikt się nie zatrzymywał. Zacisnęła pięści, dumnie unosząc podbródek. Czternaście dni to szmat czasu, pomyślała. Nie musiała roztkliwiać się nad tematem. Potrzebowała tylko czegoś ciekawego, intrygującego, może trochę nieprzyzwoitego. Da radę, choćby miała stanąć na rzęsach.



<<>>


— Nie dam rady — jęknęła, opierając czoło o blat stolika.
Razem z Hoshi co piątek przesiadywały w małej, ale wyjątkowo przytulnej kawiarence, gdzie wiekowa właścicielka raczyła ich pysznymi ciastami własnej roboty. Kaori zjadła już trzy kawałki szarlotki i zamówiła sobie jeszcze puchar lodów, podczas gdy Akairo wciąż piłą tę samą kawę z mlekiem. Chyba próbowała udowodnić, że jej noworoczne postanowienie o trzymaniu formy nie jest tylko pustą obietnicą. Jednocześnie rzucała tęskne spojrzenia w kierunku zamawianych przez przyjaciółkę słodkości.
— Chyba za bardzo się starasz — skomentowała Hoshi. — Ciągle podrzucasz jej jakieś wyszukane recenzje książek albo filmów. Starasz się przedstawiać społeczne problemy. To tylko pismo dla bogatych narcyzów.
— Zajmuje trzecie miejsce na liście najpopularniejszych gazet. — Przypomniała. — I nieźle płacą. Gdyby nie Akane, nadal tkwiłabym w tamtej paskudnej kamienicy.
— To nie Akane napisała świetne artykuły. — Hoshi zmarszczyła brwi. — Dostaniesz pracę wszędzie.
Kaori ściągnęła usta w wąską linię. Akairo zdawała się sprowadzać ją na bardzo nieprzyjemny grunt, i miała rację. Za trzynaście dni Kaori będzie musiała zabrać swoje manatki z biura. Nie miała żadnego pomysłu na temat. Wszystko wydawało jej się nudne albo banalne. Kolejna ocena jakiejś powieści nie przyniosłaby odkupienia win u pani dyrektor.
Dziewczynie zależało na tej pracy. Chociaż nienawidziła wszechobecnej presji czy ucisku ze strony wyżej postawionych, cieszyły ją odnoszone sukcesy, pochwały w czasie comiesięcznych spotkań z przełożonymi, zazdrosne spojrzenia mniej uzdolnionych koleżanek. Zastanawiała się więc, w którym momencie jej kreatywność postanowiła wyjechać na wakacje, zostawiając po sobie przygnębiającą pustkę.
Radio na ladzie gwałtownie zabrzęczało, przykuwając uwagę obu kobiet.
— To już trzecie morderstwo w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Ofiarą padła siedemnastoletnia Kimiko. Wiadomo, że dziewczyna od kilku tygodni zajmowała się prostytucją. Do zgonu doszło między czwartą a szóstą nad ranem, w wyniku brutalnego pobicia. Sprawca nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Policja bada sprawę. Każdego, kto znał lub widział Kimiko, prosi się o natychmiastowe zgłoszenie na komendę. Relacjonowała, Mina Kobayashi.
— Nie — jęknęła Hoshi.
— Co? — Kaori zaskoczona uniosła brew.
— Widzę to, nie oszukasz mnie. — Oskarżycielsko wymierzyła w nią wskazujący palec.
Fukao bardzo mocno starała się ukryć uśmiech, który już po chwili wykwitł na jej twarzy. Czuła to dziwne mrowienie na całym ciele.
— Znalazłam temat — wypaliła.
— Raczej kłopoty. — Jej przyjaciółka litościwie pokręciła głową. — Co i tak nie ma znaczenia, bo ci pomogę.
Kaori parsknęła, wkładając do ust kolejną łyżeczkę śmietankowych lodów. Hoshi wyglądała na niemal załamaną, ale przecież nie mogła pozwolić, by na jej oczach Fukao wpakowała się w wyjątkowo cuchnące bagno.
Nation nigdy nie zahaczało o kryminale tematy — zauważyła Akairo.
— Jeśli już mam wylecieć, to wolałabym z hukiem. — Zaśmiała się jej towarzyszka.
Hoshi westchnęła, po czym wyjęła coś z portfela i posunęła w stronę Kao, mając trochę zatroskaną minę. Dziewczyna ostrożnie pochwyciła w dłonie niewielkich rozmiarów kartonik z estetycznie wygrawerowanymi literami.
— Studio fotograficzne Okanao — przeczytała na głos.
— Skoro już chcesz złapać przestępcę, przyda ci się dobry aparat.


<<>>


Kiedyś wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Może nie widywała się z dziewczynami zbyt często, ale po pierwszym spotkaniu i zaciśnięciu więzi, odwiedzały się dość regularnie. Kontakt utrudniała głównie odległość oraz szkoła. Zbliżały się egzaminy, natomiast Maya miała na głowie pracę i przymierzanie się do studiów magisterskich. Potem przekorny los sprawił, że całą czwórką przeniosły się do stolicy. Kaori spędzała z nimi każdą wolą chwilę. Opowiadała o zmaganiach na uczelni, wspierała Mayako, kiedy zwolnili ją z pierwszej, poważnej pracy, chodziła do kawiarni z Hoshi, a nawet pozwalała zabierać się Yakiimo w jakieś podejrzane miejsca.
Sypać zaczęło się dopiero potem. Któregoś dnia wybrała się do Inami, żeby wyciągnąć ją na jakiś wiosenny spacer po parku. Nie zastała jej. Dziewczyna przestała odbierać telefony i nie pojawiła się na swojej ulicy przez dobry tydzień. Dopiero życzliwa staruszka mieszkająca obok Yakii, zdradziła, że ta niedawno wyjechała gdzieś za granicę, zostawiając kawalerkę opustoszałą. Kaori bardzo zabolało to dziwne milczenie. Zero słowa wyjaśnienia, zero pożegnania. Dla niej Inami zawsze pozostawała tajemnicza, zdystansowana i ciągle zaskakiwała czymś nowym. Ktoś taki nie mógł długo wytrzymać w jednym miejscu, a jednak Kao nie umiała zrozumieć tej nagłej decyzji.
Następna była Mayako. Przez mnożące się problemy rodzinne została zmuszona do powrotu do Akity. Tu kontakt urywał się stopniowo. Najpierw dzwoniły do siebie codziennie, później Maya zaczęła mówić coraz mniej, zamykając się w kręgu własnych spraw. Kaori nigdy nie naciskała. Zwyczajnie bała się zburzyć ten twardy mur, jaki Okanao od lat wokół siebie budowała, udowadniając ludziom, że wszystko jakoś ogarnia. Fukao szczerze jej współczuła, dlatego czekając na nią w obskurnym, podziemnym pubie, czuła zakłopotanie i zwyczajny strach.
Może ją wyśmieje? Albo nie pozna? Albo uzna pomysł złapania przestępcy za kompletnie szalony?
Mayako pojawiła się z dziesięciominutowym opóźnieniem. Nie wydawała się szczególnie odmieniona. Krótkie blond włosy upięła w niechlujnego koczka, założyła szeroką, fioletową bluzę z jakimś nadrukiem i sprane jeansy. Jej czujne oczy natychmiast spostrzegły Kaori. Powędrowała do stolika w kącie sali, po czym z lekkim uśmiechem usiadła naprzeciw, taksując koleżankę wzrokiem. Kao wydawała się sobie wówczas znacznie mniejsza.
— Szmat czasu, co? — Maya podrapała się po karku.
— A, no. — Fukao wzruszyła ramionami.
Kao zassała policzek do środka, czując napierającą z każdej strony ciszę. O czym miały rozmawiać? Czuła się podle przychodząc tu ze względu na korzystne interesy. To nigdy nie było w jej stylu, a jednak zrobiła coś wbrew sobie, byle utrzymać się na stanowisku.
— Dzwoniłaś — mruknęła Mayako niezbyt przekonana co do trafności swoich słów. Ale jakoś trzeba było zacząć.
— Potrzebuję pomocy… Właściwie fotografa — zaczęła. — Pracuję dla Nation. Ostatnio nie szło mi zbyt dobrze, a wiesz…
— Chcą cię wywalić? — Mayako uniosła brew. Chwilę potem wychyliła się znad oparcia, krzycząc w stronę baru: — Jedno piwo, Jimin!
— Nie owijając w bawełnę. Pewnie słyszałaś o tym kręcącym się po okolicy mordercy? Napiszę o nim artykuł, Hoshi opatrzy go w jakąś ładną grafikę, ale dla wiarygodności potrzebuję też dobrego ujęcia. — Nerwowo potarła dłonie.
— Mam sfotografować mordercę? Boże, czego was uczą w tym pisemku? — Litościwie pokręciła głową.
Kaori przygryzła dolną wargę. Kelner podał Mayako spory kufel, wymieniając z nią przy tym kilka zdań i uszczypliwości. Fukao od samego początku dostrzegała, jak beznadziejny jest ten pomysł. Nie miała żadnego doświadczenia w obcowaniu z kryminalistami; nie wiedziała, jak zacząć, gdzie znaleźć poszlaki, sojuszników, informatorów. Aż w końcu, co się z nią stanie, gdy zmierzy się oko w oko z zagrożeniem. Powinna zająć się bardziej przyziemnymi sprawami niż ściganie człowieka, który nawet dla wykwalifikowanych służb pozostawał nieuchwytnym cieniem.
Potarła skronie. Maya zdążyła opróżnić naczynie do połowy, milcząc przy tym, jak zaklęta.
— Masz rację, to chore — przyznała Fukao, powoli wstając z miejsca. — Niepotrzebnie zajęłam ci czas.
— Nic a nic się nie zmieniłaś. — Zaśmiała się Okanao, zbijając z tropu swoją rozmówczynię. — Niech będzie.
— Co? — wypaliła Kaori na widok wyciągniętej ku niej dłoni.
Brakowało tylko, żeby Maya splunęła sobie na wewnętrzną stronę ręki.
— Zgadzam się, głupia. Ostatnio studio mi podupada. Jeśli zyskam trochę rozgłosu, klienci sami przyjdą. Więc, od czego zaczynamy? — zapytała.
— Od… Bladego pojęcia nie mam. — Kaori wyrzuciła z siebie na wydechu.
Mayako popatrzyła na nią z zażenowaniem.
— W takim razie, przed nami bardzo trudna misja — oznajmiła.
— Raczej tak. Powinniśmy ustalić, czy ktoś ma z tym gościem jakieś...
— Nie — przerwała. — Chodziło o to, że musimy namówić oczy i uszy Tokio do współpracy.
— Oczy i uszy? — Kao zmarszczyła brwi.
— Oh, tak. Włączenie Yakiimo do akcji będzie nas słono kosztować. — Ponownie  zachichotała.


<<>>


Wchodząc do ciemnej klatki schodowej, Kaori zauważyła, że gust Yakiimo nie uległ poważnej zmianie. Wybrała chyba bardziej odstraszające  miejsce niż poprzednim razem. Mijając grupkę cuchnących alkoholem mężczyzn, naraziła się na kilka wulgarnych tekstów, które zmroziły jej oraz pozostałych dwóm dziewczynom krew w żyłach. Mimo to, zachowały spokój i mozolnie wspinały się na czwarte piętro. Winda oczywiście była zepsuta. Poza tym obrzydliwie cuchnęła.
Podrapane drzwi zamajaczyły przed ich oczami szybciej niż się spodziewały. Fukao miała niesamowity mętlik w głowie, Hoshi nerwowo ciągnęła za sznurki swojej bluzy, a Mayako, po chwili wahania, zapukała. Odpowiedziała im cisza, potem usłyszały kilka szybkich kroków, dwa siarczyste bluźnierstwa i klamka jęknęła pod wpływem nacisku, ukazując niską postać. Kaori już chciała powiedzieć, że chyba pomyliły mieszkania. Zmylił ją ostry makijaż, sięgające kolan buty na obcasie, kusa spódniczka oraz bluzka z głębokim dekoltem. Yakiimo postąpiła krok do przodu. Brązowe włosy kaskadą opadały na jej ramiona. Miała to samo intensywne spojrzenie, ale czaiło się w nim coś jeszcze. Jakby niechęć pomieszana ze złością.
— Czego? — warknęła gardłowo.
— Nie udawaj, że nas nie poznajesz. — Mayako skrzyżowała ramiona na piersi.
Kaori pod wpływem impulsu zacisnęła zimne palce na nadgarstku Hoshi, która wzdrygnęła się. Obie widziały, jak Yakiimo zwarła szczęki i zaczęła mierzyć się wzrokiem z zupełnie wyluzowaną Mayą. Potem westchnęła, odsunęła się trochę w bok, po czym kiwnięciem podbródka kazała im wejść do środka.
Mieszkanie było pogrążone w ciemności. Wszędzie walały się różne części garderoby i kosmetyki. Tylko w łazience można było dostrzec słabo tlące się światło. Wszechobecny smród papierosów prawie zniechęcił Kaori do dalszego zagłębiania się w to dziwne legowisko. Odruchowo skręciła w prawo, do salonu, gdzie włączony telewizor buczał w akompaniamencie sapania śpiącego w rogu psa. Gdzieś na kanapie, pośród tuzina różnych koców, dostrzegła męską sylwetkę. Czarne włosy przedzierały się przez materiał, a ręka lokatora luźno zwisała z sofy.
Yakiimo wparowała do salonu z groźną miną. Podeszła do kanapy i z całej siły kopnęła w zwiniętą kulkę, która wydała z siebie zduszony jęk.
— Wstawaj! Mamy gości — prychnęła zdegustowana.
Podniósł się po kilku sekundach i Kaori natychmiast go rozpoznała. Czarne oczy, niechlujnie związane włosy oraz wyjątkowo piękne rysy twarzy. Madara Uchiha patrzył na nie nieco zamglonym wzrokiem. Przesunął dłonią po czubku głowy. Ubrany w zbyt dużą koszulkę prezentował swoje latami rzeźbione mięśnie. Wszystkie trzy na chwilę wstrzymały oddech.
— Same przyszły? — Z nutą powątpiewania w głosie zwrócił się do Yakiimo.
— Nie, wysłałam im specjalne zaproszenie. — Inami przewróciła oczami. — Zjeżdżaj do siebie.
Idąc do sąsiedniego pokoju, Uchiha marudził coś pod nosem, podczas gdy Fukao zastanawiała się, co on tam robił. Wiedziała, że znał Yakiimo odkąd to właśnie on na trochę uwięził ją w przyczepie ciężarówki, a potem razem z Naruto i innymi stał za zorganizowaniem urodzinowej imprezy Mangowych Wywiadów. Yakii cały czas raczyła go ciętymi uwagami. Była wobec niego skryta i zdystansowana, dlatego zastanie go w tym miejscu wywołało niemałe zaskoczenie.
— Nie wierzę, że wykorzystałaś moje dane do swoich celów.
Pierwsze co, uderzył je ten wyrachowany i niesamowicie wrogi ton. Yakiimo na wstępie postawiła między nimi jakiś niewidzialny mur. Wizyta po latach wyraźnie nie była jej na rękę.
Maya zaśmiała się nerwowo. Kaori rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie. Czy to możliwe, że te dwie miały ze sobą wspólne interesy?
— Prosiłam cię tylko o zdjęcie legitymacyjne. — Skonsternowana zmarszczyła brwi.
— Twój formularz nadal tkwił w bazie danych, więc…
— Nieważne — ucięła. — Po prostu gadaj, czego chcesz. I nie liczcie na herbatkę. Za godzinę muszę być w pracy.
Opadła na kanapę, przewieszając ramię przez oparcie. Kaori usiadła obok niej, Hoshi przybliżyła się do zawalonego popielniczkami i jakimiś papierami stolika, natomiast Mayako z zainteresowaniem krążyła po pomieszczeniu, rzucając ukradkowe spojrzenia na wyzywający strój Inami. Na przedramieniu dziewczyny dostrzegły tatuaż, ale z tej perspektywy trudno było zobaczyć, co konkretnie przedstawiał.
— Chciałybyśmy zadać ci kilka pytań — zaczęła Akairo.
Jako jedyna wciąż zachowywała spokój ducha. Maya ponownie okrążyła cały pokój. Kaori miała wrażenie, że próbuje go niezauważalnie przeszukać, odnaleźć jakieś wskazówki świadczące o powiązaniach z mordercą.
— Chcesz stracić rękę, Srajako? — Yakiimo uniosła jeden kącik ust. Trwało to może sekundę.
Chociaż wpatrywała się w blat stołu, natychmiast dostrzegła, że Okanao podeszła do szafy i dotknęła zawieszonej na rogu skóry. Kurtka obsypana była ćwiekami oraz napisami; trochę poprzecierana na łokciach i kołnierzu. Posiadała też pasek, którego sprzączka wydawała dźwięki w rytm kroków Inami. Kaori wiedziała, że to ubranie ma swoje lata. Yakii kupiła ją chodząc jeszcze do liceum, potem prawie się z nią nie rozstawała. Fukao oczami wyobraźni widziała gigantyczny napis hard to break na plecach i pęknięte serce poniżej niego.
Yakiimo miękła. Żartobliwie przezwała swoją koleżankę, skracając między nimi dystans. Poza tym, Mayako była pierwszą osobą, do której udała się po powrocie z zagranicy. Potrzebowała nowych zdjęć do dokumentów, a Madara polecił jej studio Okanao. Czuła w tym mały spisek, ale i tak poszła.
— Jak mniemam słyszałaś o krążącym po okolicy mordercy. — Głos ponownie zabrała Hoshi.
— Owszem. Zabił trzy dziewczyny z lokalu, w którym pracuję — odparła.
Kaori ze zdziwienia otworzyła usta i kilkakrotnie nimi poruszyła, ale żadne słowo nie mogło przejść jej przez gardło. Ofiary były prostytutkami, a kiedy patrzyła na kuse ubranie Yakiimo i ostry makijaż przysłaniający delikatną twarz, czuła, że właśnie odkryła jakąś straszną prawdę. Tylko Maya wyglądała, jakby słowa Inami nic nie znaczyły.
— Masz jakieś podejrzenia, co do tożsamości przestępcy? — zapytała Fukao.
— Skąd. — Bezradnie rozłożyła ręce. — Nawet nie wiesz, ilu facetów przelewa się przez klub. Każdy mógłby mieć dobry powód, chociażby miłość. Połowa napaleńców stamtąd zakochuje się w dziewczynach i nie potrafią zaakceptować, że te szepczą czułe słówka co drugiemu klientowi.
— A coś wzbudziło twoje podejrzenia? — zagadnęła Maya.
— Jesteś gliną? — odparowała coraz bardziej poirytowana.
— Nie. — Mayako ściągnęła usta w wąską linię. — Nie rozumiem…
— I nie zrozumiesz — fuknęła Inami, nawet nie czekając na koniec wypowiedzi. — Nie mam czasu porządnie podrapać się po nosie, a pomaganie pseudo bohaterom może mnie sporo kosztować, więc lepiej, jeśli już sobie pójdziecie.
Wstała i szybkim krokiem przemierzyła korytarz, kierując się ku drzwiom frontowym. Kaori wymieniła z Hoshi oraz Mayą porozumiewawcze spojrzenia. Nie było sensu nalegać na cokolwiek. Osaczona Yakiimo reagowała, jak podrażniane patykiem dzikie zwierzę.
Gdy wyszły na klatkę schodową, obrzuciła ich wzrokiem wyrażającym tylko pogardę.
— To narazie — szepnęła Akairo i pociągnęła za sobą Mayako.
Kaori nie potrafiła zrobić kolejnego kroku. Coś głęboko niej pragnęło, by porządnie potrząsnęła stojącą przed nią kobietą. Zacisnęła dłonie w pięści. Skoro już zdecydowała się na złapanie mordercy, igranie z Inami nie powinno być takie straszne.
— Przykro mi — mruknęła pod nosem.
Yakiimo oparła się ramieniem o próg i chrząknęła.
— Cokolwiek powiesz, nie wchodzę w to. Nawet nie wiesz, ile kosztowało mnie namówienie Madary na udostępnienie mi kawałka podłogi. — Spokojny ton rozniósł się echem po klatce.
— Nie musisz tego robić. — Palcem wskazała na przykrótką spódniczkę.
— Może… Nieważne. — Przecząco pokręciła głową. — Idź już. — Powoli zaczęła zamykać drzwi.
Przekręciła zamek, wzdychając. Madara stał naprzeciwko niej, trzymając w ręku litrową butelkę z wodą. Delikatny uśmiech błąkał mu się po twarzy.
— Jestem potworem — oznajmił. — Biorę od ciebie tyle kasy za ten marny kawałek podłogi, że aż musisz się sprzedawać.
— Powinieneś pochwalić moje aktorstwo. — Poklepała go po ramieniu. — Powiedzenie im prawdy, nie wchodziło w grę.
Minęła go, a jego ręka z głośnym plaskiem spoczęła na pośladku kobiety. Posłała mu groźne spojrzenie.
— Idiota — sarknęła.
— Nawet nie wiesz… — szepnął gardłowo, mierząc ją wzrokiem.
Potem bez chwili wahania złapał Inami w pasie, odwrócił i złożył na ustach dziewczyny głęboki pocałunek. Yakiimo odepchnęła go od siebie. Musiała udawać, że jej się to nie podobało. W rzeczywistości czuła ciarki na całym ciele. Związek z Madarą nie był stały. Całował ją, kiedy chciał, nigdy nie zabierał na randki i czasami w środku nocy wpakowywał się do jej łóżka. Nie czuła bezpieczeństwa, ale iskry między nimi nie znikały od miesięcy.
Zarzuciła na siebie swoją skórę i minęła go bez słowa. Uchiha wciągnął ją w swoje interesy za granicą, kiedy natknęli się na siebie zupełnie przypadkowo. Już wtedy wiedziała, że nie nadaje się do niczego innego. Kłopoty po prostu za bardzo się jej trzymały.


<<>>


Kaori mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy, zatrzymując się ulicę od klubu, który stał się ich miejscem docelowym. Od spotkania z Yakiimo minęły zaledwie trzy dni, jednak Fukao coraz bardziej odczuwała presję czasu. Do tej pory nie udało jej się natrafić na żadną poszlakę. Media milczały w sprawie mordercy; znalazła tylko kilka artykułów, ale wszystkie mówiły o nieporadności policji w tej sprawie. Kluczem okazała się Mayako, a właściwie jej chłopak — Sting. Słysząc ich marudzenie, doznał gwałtownego olśnienia i przypomniał sobie, w którym klubie pracuje Yakiimo. Nawet Maya wydawała się zaskoczona, gdy powiedział, że zorganizowali tam Natsu wieczór kawalerski, natomiast Inami była wtedy jedną z kelnerek. Nietęga mina Okanao świadczyła, iż jeszcze przyjdzie okazja na odpowiednią rozmowę z Eucliffem.
Muzykę dobiegającą stamtąd było słychać nawet w samochodzie. Agresywna, chaotyczna, pełna energii. Kaori mogła sobie tylko wyobrazić, kto pojawiał się w takim miejscu, mimo, że było ono legalne. Chyba.


Determination. To conquer all my ambitions. Despite all the conditions in light of my past decisions. Made it to this position.*


Wymieniły ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym Mayako kiwnęła głową. Wysiadły, a na policzkach poczuły podmuch świeżego powietrza. Tlen jeszcze nigdy nie wydawał się tak zbawienny, jak przed wejściem do zatłoczonego, cuchnącego nikotyną i alkoholem klubu. Kaori zapięła swoją bluzę pod samą szyję. Uzbroiła się też w wyjątkowo ciasne jeansy, które niełatwo było zdjąć. Pamiętała, jak jeszcze za szkolnych czasów Yakiimo zdradziła jaj, że bardzo przylegające spodnie trudniej zedrzeć z potencjalnej ofiary, co daje czas na obronę, a gwałciciela może nawet zniechęcić.
Truchtem przemierzyły uliczkę. Powitał ich wyjątkowo rażący neon, grupka chwiejących się w miejscu mężczyzn, których rozszerzone źrenice nerwowo błądziły po nieznajomych twarzach,
— Zabiję go — wychrypiała Mayako.
— Kogo? — Hoshi popatrzyła na nią ze zdziwieniem, przypominając o swojej obecności.  
— Tego debila… Stinga, no!


And so my disposition not seeing no limits. Killing the competition.


Kaori zaśmiała się pod nosem. Idąc, trzymały się nawzajem za końcówki rękawów, starając nie zgubić w napierającym z każdej strony, rozszalałym tłumie. Ludzie podskakiwali i zdzierali sobie gardła, wykrzykując poszczególne wersy piosenki. Kobiety kręciły biodrami, kusząc facetów. Kaori zauważyła nawet podesty ze stalowymi rurami, ale żadna z tancerek nie była Yakiimo. To ją trochę uspokoiło.
— Znajdźmy ją! — wykrzyczała jej do ucha Akairo.
— Tylko gdzie?! — Rozejrzała się gorączkowo.
— Rozdzielmy się. — Podsunęła Maya. — Pilnujcie komórek. Za pół godziny przy wejściu, okey?
Kaori zwlekała z odpowiedzią, ale jeśli zostanie samą w tym zwierzyńcu miało przynieść jakiekolwiek rezultaty, musiała się zgodzić. Yakiimo nie miała zamiaru wchodzić z nimi w spółkę, ale przynajmniej mogła im przedstawić jakieś grube ryby obeznane w przestępczym świecie. Fukao bardzo mocno liczyła na dobrą wolę koleżanki.
Przeciskała się przez tłum obrzucający ją podejrzliwymi spojrzeniami, co wydawało się niemal śmieszne. W końcu to ona czuła się tutaj zagrożona. Ktoś uderzył ją z łokcia w żebra, ktoś nadepnął na stopę, ktoś prawie rozlał na nią drinka. Modliła się, by czas płynął nieco szybciej. Dziewczynie udało się dotrzeć do obstawionego przez ochroniarzy baru. Nie zwrócili na nią uwagi. Dopiero brązowe oczy wycierającej kufle kobiety zwróciły się w jej kierunku.


Yeah, I am a beast. Now I'm unleashed. Ready to feast, come in peace. Not in the least.


— Co dla ciebie? — Pochyliła się nad blatem, przewieszając przez ramię lekko zabrudzoną ścierkę.
— Jestem Kaori. — Uznała za stosowne przedstawić się nieznajomej.
— Rhan. — Uśmiechnęła się tamta.
Miała niesamowicie długie rzęsy, oliwkową cerę i ciemne włosy, które związała w niechlujnego kucyka. Koszula podkreślała jej atletyczną budowę ciała. Wydawała się miła, może dlatego Kaori postanowiła poprosić ją o pomoc.
— Może szkockiej? — zaproponowała Rhan.
Kao przecząco pokręciła głową. Nie przepadała za żadnym rodzajem alkoholu. Dzisiaj tym bardziej nie zamierzała wdawać się w jakąkolwiek degustację. To nie było jej miejsce ani klimat.
— Szukam Yakiimo — rzuciła.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, po czym zerknęła na zegar śnienny zawieszony między dwoma półkami z trunkami.
— Powinna pojawić się za chwilę. Ale pewnie już została zarezerwowana. — Barmanka znacząco puściła do niej oczko.
Fukao usiadła na obrotowym krzesełku, a Rhan podała jej zimny sok pomarańczowy, gwarantując, że sama za niego zapłaci. Kao była wdzięczna jedynej normalnej osobie pośród zgrai wrzeszczących imprezowiczów. Kiedy Rhan błyskawicznie obsłużyła kolejne dziesięć osób, serwując im kolorowe drinki, wróciła do nowo poznanej klientki. Oparła łokcie na blacie i przybliżyła swoją twarz do dziewczyny tak, by nie musieć ciągle przekrzykiwać muzyki.
— Nie wyglądasz na taką — zaczęła.
Kaori pytająco uniosła brew.
— Kobiety czasem pytają o Yakiimo, ale zawsze im odmawia, więc chyba nie masz szans — dodała.
Fukao poczuła, jak gorąco oblewa jej policzki. Zakrztusiła się wcześniej podanym sokiem, przyciągając uwagę najbliżej tańczących.


I think that I'm number one. Just to keep it a 100? Zero to 100. Show you how much upon it.


— W porządku. — Barmanka poklepała ją po barku. — Ten klub nie jedno widział. Na przykład w zeszłym miesiącu jakiś koleś zrzygał się na managera. Ten prawie go zamordował. Wiesz — ironizowała — jego garnitury są tyle warte.
— Ja nie gustuję w kobietach — wykrztusiła Kaori.
Rhan odruchowo zabrała rękę, marszcząc brwi.
— Więc po co ci Yakiimo?
Kao przygryzła dolną wargę. Przecież nie mogła powiedzieć prawdy. Z resztą coś w stylu jestem samozwańczą policjantką nie brzmiało dobrze w ustach kogoś takiego, jak ona. Doskonale wiedziała, że czasami brakowało jej pewności siebie i zbyt szybko się poddawała. Co gorsze, myślała, iż właśnie na taką wygląda. Na dziewczynę, która nadaje się tylko do pisania delikatnych romansów albo prostych przemyśleń o ludziach, chociaż praktycznie w ogóle ich nie znała. Na przykład nigdy nie przypuszczałaby, że Mayako i Sting mają się ku sobie albo, że Yakiimo zamieszka w melinie i wybierze zawód królowej nocy. Przynajmniej Hoshi pozostawała stateczną singielką robiącą studia podyplomowe z grafiki komputerowej.
— Nie interesuj się, Rhan.
Yakiimo wskoczyła na siedzenie obok, posyłając koleżance z pracy łobuzerski uśmiech, który tamta natychmiast odwzajemniła. Kaori poczuła maleńkie ukłucie zazdrości. Dla niej czy reszty, Yakii pozostawała poza zasięgiem.
Miała na sobie swoją skórę, czarne spodenki, długie do kolan buty i obcisłą bluzkę. Wyglądała mniej wyzywająco, i nawet nie przesadziła z podkreśleniem oka granatową kredką.
— Znowu szukasz kłopotów — zagadnęła do Kaori, po czym zanurzyła usta w szklance wypełnionej piwem.
— Chyba już je znalazła — odpowiedziała za nią barmanka.
Inami zaśmiała się krótko, litościwie kręcąc głową.
— Zostawisz nas? — poprosiła.
— Jasne. Sasori ledwie wyrabia. Amator — prychnęła ostentacyjnie i zniknęła w drugim kącie baru.
Yakiimo odwróciła się do niej przodem i oparła policzek na nadgarstku, lustrując Fukao zmrużonymi oczami. Milczała, delektując się alkoholem. Kaori pocierała wierzch dłoni, próbując sklecić sensowne zdanie. W głowie wszystko brzmiało beznadziejnie.
— Uparta jesteś. — Inami wycelowała w nią wyjętą z kufla słomką. — Kazałam ci mnie w to nie mieszać, a ty przychodzisz i zawracasz mi dupę.
— Nie potrzebuję cię — sarknęła Kaori coraz bardziej poirytowana prowokatorskim zachowaniem koleżanki.


Are you a beast? Are you unleashed? You ready to feast until you obese. Not in the least.


— Auć. — Yakiimo przyłożyła dłoń do serca. — A jednak tu jesteś.
— Nie moja wina, że pracujesz w takim miejscu — odparowała. — Przyszłam się rozerwać.
— Ubrana jak tajniak i pytająca się o mnie. Chyba mamy inne wyobrażenie rozerwania. — Założyła nogę na nogę, nie spuszczając z Kaori wzroku.
— Możliwe. W końcu głównie na tym opiera się twoje nocne zajęcie — sparowała.
— Nie masz bladego pojęcia, o czym mówisz. — Zaśmiała się Yakii.
Powoli zsunęła się ze swojego krzesełka, rozejrzała po sali i dokończyła piwo. Kiwnęła na krążącą od zaplecza do przekrzykujących się grupek ludzi Rhan.
— Chyba jednak mam. Całkiem znana się zrobiłaś. — Kaori fuknęła ironicznie.
I make my way. — Inami zacytowała jedną z garnych w klubie piosenek.
Dziennikarka była na skraju wybuchu. W ciągu kilku minut stała się tykającą bombą. Miała ochotę rozszarpać Yakiimo, zedrzeć ten jej cwaniacki uśmieszek z ust i… uratować ją. Wyprowadzić z tego obrzydliwego miejsca, ubrać w przyzwoite ciuchy oraz podzielić się swoim eleganckim mieszkankiem.
Złapała ją za przegub dłoni, gdy ta zaczęła się oddalać. Yakiimo napięła mięśnie, gotowa do innego rodzaju konfrontacji.
— Jesteś chora, Yakii — jęknęła, wyczuwając w swoim głosie litość. Coś, czego Yakiimo nienawidziła.
Odwróciła się do niej zamaszyście, po czym popchnęła Kaori, sprawiając, że jej plecy zderzyły się z kantem blatu. Jęknęła, wyczuwając na sobie zaniepokojony wzrok barmanki. Trzech stojących przy barze chłopaków poszturchało się wzajemnie. Pewnie liczyli na damską walkę. Yakiimo ułożyła dłonie po bokach talii Fukao i nachyliła się, prawie stykając się z nią nosem.
— W co ty grasz? — syknęła.
Kaori mocno zacisnęła zęby. Nie przyszła pora na chowanie głowy w piasek i uciekanie.
— Ja? Próbuję się utrzymać w normalnej pracy.
— Która normalna praca każe łapać jakiś skurwysynów?! — krzyknęła Inami.
— A która każe uprawiać seks z przypadkowymi facetami?! — odparowała.


Do you think you number one? Can you keep it 100? Zero to 100. Show me how much you want it.


Yakiimo wyrzuciła ramiona w powietrze, tracąc cierpliwość. Przeczesała swoje włosy, zerkając gdzieś w bok. Nie chciała patrzeć na Kaori. Powoli miała dość spotykania ich na każdym kroku. Zanim tu przyszła, prawie wpadła na szamoczącą się między ludźmi Mayako.
— Skończ z tym. — Dziennikarka szła w zaparte. — Zasługujesz na coś więcej niż… to.
Inami ponownie w dwóch krokach pokonała dzielącą je odległość, uniemożliwiając Kaori ruszenie się choćby o centymetr.
— Przestań się wpieprzać — wycedziła. — A przy okazji… Jak tam Hatake?
Trafiła w sam środek czułego punktu. Dotknęła dawno zamkniętej przez Fukao szufladki, do której nikt — nawet ona sama — nie miał prawa zaglądać. Przełknęła narastającą gulę w gardle.
Kiedy Yakiimo zniknęła na szczycie schodów prowadzących do prywatnych pokoi, Kaori nadal czuła palący ją ból. Kilka minut stała w jednym miejscu, nie reagując na nawoływania ze strony Rhan czy wskazujący na nią tłum gapiów.
Kontaktu z Kakashim nie miała od paru dobrych, a może złych, miesięcy. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że zwyczajnie im nie wyszło. Problem leżał głównie po jej stronie. Ten mężczyzna od początku przyprawiał ją o zawroty głowy; irytował, olśniewał, zaskakiwał na tysiące różnych sposobów. Był szarmancki, a przy tym zabawny i inteligentny. Zawsze stawał po jej stronie, nie ważne co by się działo. Ale pojawił się ktoś jeszcze. Kaori nie potrafiła sobie wybaczyć, że poczuła coś szczególnego do najlepszego przyjaciela swojego chłopaka — Itachi’ego. Jego nieodgadnione spojrzenie przyciągało ją niczym magnez. Chciała za wszelką cenę odkryć, co czai się pod zagadkowymi uśmiechami albo półsłówkami. W pewnym momencie obaj stali się dla niej ważni. Kakashi szybko zauważył jej wieczorne wyjścia, późniejsze powroty, dystans, jakiego nabrała. Trudno go było winić za powiedzenie kilku przykrych słów, spakowanie walizek i wyniesienie się z jej życia. Po tym wszystkim nie mogła spojrzeć ani na siebie, ani na Uchihę.
Dziewczyny czekały na nią nieco zaniepokojone. Po ich minach wywnioskowała, że misja raczej się nie powiodła. Hoshi uśmiechnęła się do niej delikatnie.
— Jedźmy do mnie. — Zarządziła Kaori, biorąc się w garść. — Kupimy po drodze jakieś wino. Mam ochotę wyluzować po nieudanej akcji.
— Wszystko okey? — Mayako złapała ją za ramię, rozszerzając oczy ze zdziwienia.
— Tak. To chyba wina tego miejsca. — Machnęła ręką.
— A Yakiimo? Nigdzie jej nie widziałyśmy — mruknęła Hoshi, pocierając skroń.
— Pewnie była zajęta. — Kaori przygryzła wargę. Niemówienie prawdy swoich wspólniczkom przyprawiło ją o wyrzuty sumienia.
Gdy przemierzały drogę dzielącą je od samochodu, czuła na plecach czyjeś ostre spojrzenie i modliła się, by nie była to Yakiimo. Ta dziewczyna wystarczająco ją dzisiaj przejrzała, odkrywając największą słabość Kaori — Kakashi’ego.


<<>>


— To my się będziemy zbierać. — Eucliffe zarzucił na siebie sportową bluzę.
— Stiiiiing! — zawyła Mayako, w przypływie niekontrolowanych uczuć rzucając mu się na szyję. — Jeszcze pięć minut.
Chłopak z litością pokręcił głową, ale na jego twarzy Kaori dostrzegała uśmiech. Sama chwiała się na nogach i nie wszystko do niej docierało, a ruchy miała trochę spowolnione. Po wyjściu Hoshi, która zamówiła taksówkę, razem z Mayako poczęstowały się kolejną porcją wina. Zanim przyjechał Sting, wyparowała połowa piątej butelki.
— Nie, słońce, wracamy do domu. — Chłopak opiekuńczo objął ją ramieniem.
— Nie mów do mnie słońce, noc jest. — Upomniała go swoim pijackim bełkotem.
— Dobrze, księżyc. — Zaśmiał się, podobnie jak Kaori. — Spadamy.
— Jeszcze minutka — poprosiła Mayako, prezentując mu przed twarzą dwa palce. — Pożżżżegnam się — wyrzuciła z siebie.
Prawie podbiegła do stojącej w progu Kaori, po czym zawiesiła jej ramiona na szyi, zamykając przyjaciółkę w niedźwiedzim uścisku. Fukao wydała z siebie zduszony jęk.
— Kocham cię — mruknęła Mayako. Prawdopodobnie zapadała już w alkoholowy letarg.
Eucliffe z trudem odciągnął ją od Kaori. Wychodząc pokazał uniesiony kciuk, a Maya znowu coś wybełkotała, śliniąc mu ramię. Kao przez chwilę pomyślała, że dobrze jest mieć przy sobie kogoś, kto w stanie agonalnym wyciąga cię z babskiej domówki i czerpie z tego trochę przyjemności. Domyślała się, że rano zamiast kazania, Sting uraczy Mayako żartami z jej nocnego stanu oraz porannego kaca.
Przemierzyła przedpokój, gdzie zastała małe pobojowisko. Wszędzie walały się puste butelki, szklanki, opakowania po żelkach i chipsach. Któraś przy okazji rozrzuciła pianki na jej kanapę, a ciekawskie koty obwąchiwały słodycze. Musiała je szybko stamtąd przegonić, ale najpierw niepewnym krokiem ruszyła do łazienki. Zmycie z siebie całego dzisiejszego syfu stanowiło dla niej priorytet. Gdy letnia woda wlewała się do wanny, zrzuciła z siebie podkoszulkę i chwilę powalczyła z jeansami, nim wylądowały na podłodze.  
Po samą brodę zanurzyła się w wodzie. Preferowała gorące kąpiele, ale Mayako polecała taką bardziej orzeźwiającą, szczególnie po alkoholu. Nabrała powietrza do płuc i wcisnęła głowę pod taflę, rozkoszując się chwilą przyjemności. Kosmyki włosów falowały wokół jej twarzy, delikatnie muskając policzki. Kiedy się wynurzyła, rzeczywiście czuła się bardziej trzeźwa niż wcześniej, chociaż nadal nie ufała swoim kolanom, które były, jak z waty.
Pukanie do drzwi rozległo się tak nagle, że aż podskoczyła. Zmrużyła oczy i zaczęła nasłuchiwać, ale kiedy natarczywy dźwięk znów rozniósł się po mieszkaniu, opuściła wannę. W biegu narzuciła bieliznę, koszulkę, a po drodze wydobyła z szafy szare dresy. Wolała nie sprawdzać, ile zajęłoby jej ponowne wciśnięcie się w znienawidzone jeansy.
— Chwileczkę! — krzyknęła.
Najwyraźniej komuś bardzo zależało na czasie. Miała ochotę przewrócić oczami. Była prawie północ. Z resztą trzy czwarte jej sąsiadów dawno skończyło sześćdziesiątkę i zapewne smacznie spało. No chyba, że ktoś przyszedł wypomnieć jej dzikie wrzaski Mayako, gdy zobaczyła małego pająka blisko swojej nogi.
Telefon znajdujący się na stoliku zaczął wibrować. Zerknęła na niego, związując włosy w niedbały kucyk i nagle zamarła. Czy to możliwe, że źle odczytywała wielki napis na wyświetlaczu? Ignorując pukanie, ostrożnie złapała aparat w obie ręce, które niemiłosiernie drżały.
K a k a s h i.
Zmarszczyła brwi. Wyczuwała jakiś dziwny spisek. Dzwonił do niej po kilkumiesięcznym milczeniu i bardzo przykrej deklaracji głoszącej: nie chcę cię znać. Po tym, jak Yakiimo bezceremonialnie o nim wspomniała. Może chciała się zemścić, posługując właśnie nim? Jeszcze bardziej dopiec swojej dawnej przyjaciółce, pokazując, czyje życie zostało bardziej zaprzepaszczone?
Pukanie wyrwało ją z zamyśleń. Mocno trzymając telefon w dłoni, przekręciła zamek, przypominając sobie, że jej mieszkanko zostało trochę zdewastowane, a ona sama prezentuje się nieciekawie. Komórka wciąż dawała o sobie znać, gdy pewnie chwyciła za klamkę, otwierając drzwi na oścież.
Mężczyzna stojący naprzeciw jedną rękę zawiesił na górnej framudze, pochylając się do przodu. Lewą stronę twarzy przysłoniętą miał cieniem. Mimo to, natychmiast wychwyciła triumfalny, złośliwy uśmiech i oczy pełne szaleństwa. Coś mocno ścisnęło ją w dołku, zwłaszcza, że nieznajomy swobodnie wkroczył do środka. Musiała cofnąć się o kilka kroków, przyciskając telefon do piersi. Dlaczego on nic nie mówił? Dlaczego w ogóle się bała? Musiała zadrzeć podbródek, by zobaczyć nienagannie zaczesane do tyłu, siwe włosy i oczy w kolorze fuksji.
— Uznajmy, że przyszedłem pożyczyć szklaneczkę cukru. — Zaśmiał się ochryple.
Wyczuła zapach taniej wody kolońskiej i papierosów. Jak na złość, Hatake przestał się dobijać. Nie była na tyle naiwna, by wierzyć w dobre intencje przypadkowego faceta. Może mogłaby się nabrać, gdyby nie wystająca zza jego paska kolba pistoletu. Przełknęła ślinę, po czym uniosła przedramiona, przypadkowo upuszczając telefon na podłogę.
— Mam telewizor i laptop. W szafce jest jeszcze lustrzanka. — Wymieniała pospiesznie, czując rosnącą gulę w gardle.
Nieznajomy zachichotał. O tak, ubaw po pachy, zakpiła podświadomość Kaori. Zagryzła dolną wargę, nie spuszczając z niego wzroku. W łazience chowała gaz pieprzowy, który podarowała jej matka w dniu przeprowadzki do centrum. To śmieszne, że wtedy prawie ją wyśmiała.
— Nieźle wdepnęłaś, ptaszyno — powiedział, uśmiechając się jeszcze szerzej. — To jakieś niespełnione ambicje czy zadatki na samobójcę?
Nie odpowiedziała mu. Błyskawicznie odwróciła się na pięcie i pędem ruszyła w stronę toalety. Chłopak zaklął siarczyście. Kiedy dopadła drzwi, coś mocno szarpnęło ją w tył, aż jęknęła. Owinął swoje silne ramiona wokół talii Fukao, prawie unosząc dziewczynę do góry. Szarpała się. Naprawdę wrzeszczała, wbijając paznokcie w jego skórę, łudząc się, że przygłuchy staruszek z mieszkania obok, zainteresuje się jej losem.
Kiedy napastnik sięgnął ręką zza pasek, autentycznie spanikowała. Zaczęła płakać, a obraz stawał się nienaturalnie zamazany. Potem poczuła tępe uderzenie w tył głowy. Zobaczyła mnóstwo czarnych plamek przed oczami, które powoli całkowicie ją pochłonęły.
Nikt nawet nie zauważył, że obcy mężczyzna bezceremonialnie wynosił zwiotczałe ciało Fukao, by potem wpakować je do bagażnika samochodu.


<<>>


Mayako patrzyła na swój salon, a właściwie to, co z niego zostało. Fotele maksymalnie przesunięto pod okna, które uprzednio szczelnie pozasłaniano roletami. Prostokątny stolik kawowy przykryto jakimiś papierami, schematami i Bóg jeden wie czym. Telewizor razem z komodą wylądował pod szafą, uniemożliwiając dostanie się do ubrań. Zapalono tylko małą, nocną lampkę przyniesioną z sąsiedniego pokoju. Nikt nie zamienił z nią słowa, przez co czuła, że jako jedyna nie ma pojęcia, w co tym razem wdepnęli.
Dzisiejszej nocy marzył jej się tylko głęboki sen. Nawet nie dbała o to, czy Sting wykorzysta sytuację i urządzi sobie wieczór z konsolą. Jednak, kiedy tylko postawiła nogę w przedpokoju, telefon Eucliffe’a zabrzęczał, a jego dobry humor gdzieś zniknął. W półsłówkach i cichych pomrukach, jakie kierował do swojego rozmówcy, dostrzegała pewne napięcie. Cokolwiek się stało, Sting nie był z tego zadowolony. Kiedy się rozłączał, rzuciła okiem na ekran, przez chwilę zastanawiając się, czy aby napewno dobrze odczytała. Przez kilka dobrych minut próbowała ogarnąć bałagan w głowie i wymyślić sensowną odpowiedź na zadane sobie pytanie: czego Hatake mógł chcieć od jej chłopaka, w dodatku w środku nocy?
Jeśli wtedy spodziewała się jednego gościa, równie dobrze mogłaby cofnąć się w czasie i palnąć sobie w czoło. Kakashi przyprowadził z sobą Madarę, Naruto, jakąś brązowooką dziewczynę — Rhan — oraz zdezorientowaną Hoshi. Wtedy Sting wepchnął ją do łazienki i w wiadomy sposób kazał pozbyć się resztek alkoholu. Po jego minie wywnioskowała jakąś grubszą konspirację między chłopakami, ale wolała nie dopytywać. Wiedziała, że jeśli Eucliffe zaczyna milczeć, należało zrobić dokładnie to samo.  
Trochę zajęło jej doprowadzenie się do stanu użyteczności. Rozczesała włosy, wcisnęła się w znoszone jeansy i czarno — czerwoną koszulę. Cała ta sytuacją nieco ją bawiła. W ich mieszkaniu znajdowała się grupka ludzi, którzy mimo dawnych przyjaźni, obecnie albo nic o sobie nie wiedzieli, albo nie mogli na siebie patrzeć.  Kakashi od rozstania z Kaori nie dawał znaku życia. Madara wyjechał za granicę, a Naruto zupełnie się odciął, wpadając w inne środowisko.
— W porządku? — Sting wcisnął głowę do środka, rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu.
Ich spojrzenia skrzyżowały się w lustrze.
— Jak bardzo źle? — zapytała.
— Wyglądasz fenomenalnie. — Posłał jej swój firmowy uśmiech.
Parsknęła i przewróciła oczami. Nikt nie potrafił być równie beznadziejny, co uroczy.
— Pytałam o sytuację w salonie.
Mina Eucliffe’a zrzedła na sekundę. Wsunął się do środka, po czym podrapał po karku. Wystarczyło kilka minut w towarzystwie Naruto, by przejął jego tik nerwowy. Maya umiejscowiła gumkę do włosów między zęby i zaczęła zbierać pukle w koński ogon.
— Yakiimo nie wróciła na noc — mruknął. — Madara mówi, że dwa razy sprawdził jej grafik. Powinna być w domu od co najmniej dwóch godzin.
— Może ma klienta. — Wzruszyła ramionami.
Po wyrazie twarzy Sting’a wywnioskowała, że naruszyła jakąś niewidzialną granicę, o której nikt wcześniej nie wspominał. Chłopak odchrząknął i oparł się biodrami o pralkę. Maya wciąż bawiła się włosami, starając skupić na czymś innym niż rosnące w niej poczucie obawy.
— Posłuchaj…
— Długo jeszcze? — Za drzwiami rozległ się głos Naruto. — Madara deklaruje, że jak nie wyjdziecie za pięć sekund, wyrzuci twoją klatkę ze szczurami.
Wparowała do salonu, wzrokiem namierzając Madarę. Siedział na kanapie, trzymając w dłoniach szklankę wypełnioną wodą, a nie którekolwiek z jej zwierzątek, więc mogła na chwilę odetchnąć. Wiedziała, że z rodziną Uchiha nie ma żartów. Jeśli naprawdę chciałby pozbyć się gryzoni — zrobiłby to. Rzuciła zawistne spojrzenie w stronę Naruto, na co ten mocno się wyszczerzył.
Zerknęła na pozostałych. Rhan żywo rozmawiała o czymś z Hoshi, pochylając się nad schematem jakiegoś budynku. Kakashi ciągle przykładał telefon do ucha, a gdy sygnał urywał się, klął siarczyście. Naruto za wszelką cenę unikał czarnych oczu Madary, które ten w końcu wlepił w blat stołu.
— Dobra. — Sting przerwał ciszę. — Uchiha gadaj, inaczej ja to powiem.
— Co powiesz? — Mayako zmarszczyła brwi.
— Madara wciągnął Yakiimo w niezły burdel — odparł Naruto.
— Dosłownie — dorzucił Kakashi, na chwilę odrywając się od komórki.
— I w przenośni. — Rhan uśmiechnęła się cierpko.
— Lepsze to niż zdradzanie jej z bogatą paniusią, co? — Uchiha odfuknął w stronę Naruto, którego wzrok momentalnie stał się nieprzyjemnie zimny.
— Przynajmniej byłem szczery!
— W którym momencie?
— W każdym — wycedził Uzumaki.
Madara wstał i stanął naprzeciwko swojego rozmówcy. Byli tego samego wzrostu, dlatego mierzenie się wzrokiem przychodziło im wyjątkowo łatwo. Mayako przełknęła gulę w gardle. Atmosferę wokół tych mężczyzn można by śmiało pokroić nożem. Już dawno skończyły się czasy, kiedy Naruto był upartym, ale jednocześnie wesołym chłopakiem z skłonnościami do altruizmu. Wydoroślał, nauczył się wyciągać wnioski i nie zamierzał pozwolić Madarze po raz kolejny wygrać.
— Wystarczy. — Rhan udało się wcisnął między nich i obu uspokajająco poklepać po torsach. — Potem porównacie sobie rozmiary penisów.
Sting parsknął, Uzumaki błyskawicznie poczerwieniał na twarzy, natomiast Madara wrócił na swoje miejsce, nie przestając się boczyć. Mimo to, chyba się przełamał.
— Zacznijmy od tego — powiedział — że Yakiimo nie jest prostytutką, a ja z całą pewnością nie jestem jakimś alfonsem. — Sięgnął do tylnej kieszeni swoich bojówek i wyciągnął z niej coś czarnego.
Odznaka policyjna stanęła przed oczami pozostałych, jednak tylko Hoshi oraz Mayako zdawały się poruszone. Sting, jak na zawołanie, wlepił wzrok w swoje skarpetki, modląc się, by jego dziewczyna nie zadawała mu uciążliwych pytań. Mylił się. Okanao nigdy nie milczała.
— Wiedziałeś?! — Oskarżycielsko wymierzyła w niego palec.
— Tak jakby. — Skrzywił się pod naporem jej intensywnego spojrzenia. — Możesz wysłuchać go do końca?
Maya litościwie pokręciła głową, ale nie zamierzała go dalej atakować. Bądź co bądź, mógł mieć sensowne powody na zatajanie przed nią prawdy.
— Oprócz najbliższej rodziny, mam jeszcze kuzyna Obito. — Madara poinformował grobowym głosem. — Za dzieciaka byliśmy bardzo blisko, ale już wtedy widziałem, że był jakiś inny. Zbyt impulsywny i emocjonalny. Jego rodzice uczęszczali z nim do różnych psychologów, ale nic mu nie pomagało. Zawiedli się na swoim pierworodnym, który, mimo bycia częścią klanu Uchiha, miał słabe oceny i nie wykazywał żadnych talentów. Pewnego razu przyjechali do nas, do Kioto, zostawili go, po czym wybrali się na wymarzone wakacje. Ten ich odpoczynek trwał latami. — Zaśmiał się gorzko. — Zrozumieliśmy, że porzucili własnego syna, kiedy moja matka dostała list z prośbą o zajęcie się nim. Obito dorastał, otoczony opieką z naszej strony. Ale pech chciał, że stał się raczej zamknięty w sobie. Mało mówił, rzadko wychodził, więc zabrałem go kiedyś na trening boksu, żeby mógł się trochę wyżyć. Razem z bratem chodziliśmy tak kilka razy w tygodniu — dodał. Nerwowo potarł dłonie, dając do zrozumienia, że nawet dla doświadczonego kryminalnego taka opowieść nie jest łatwa. — Obok naszej sali jakaś babka prowadziła fitness. Tak Obito poznał Rin. Dosłownie wpadli na siebie na korytarzu. Ona była zdecydowanie inna. Za wszelką cenę chciała odkryć, co kryje się w jego głowie. Wpadała do nas coraz częściej, a Obito zwyczajnie się zakochał. Pod jej wpływem ukończył studia z najwyższym wynikiem na roku. Mój ojciec postanowił uczynić go swoim wspólnikiem, bo Izuna był jeszcze za młody, a mnie motoryzacja interesowała tylko podczas wyścigów z kumplami. Wiecie, trochę mu odwaliło. Wpadł w ciąg pracy, pieniędzy, ciągłych bankietów i spotkań służbowych. Zdradzał Rin z przypadkowymi kobietami, najczęściej prostytutkami, którym płacił za milczenie. Nohara czuła się zaniedbana, jakoś tak wyszło, że zbliżyła się do Izuny. Nie nazwałbym tego romansem, po prostu znalazła w nim wsparcie i zrozumienie.
Urwał i rozmasował kark. Z pomocą przyszedł mu Kakashi, który nie zamierzał czekać, aż Uchiha będzie w stanie kontynuować.
— Obito zauważył ich bliskie relacje. Kompletnie pijany przyszedł do Izuny, gdy ten był sam w domu. Pobił go i poderżnął mu gardło, a zwłoki powiesił w pokoju Madary. — Hatake mówił beznamiętnym tonem.
Hoshi zakryła usta, a na twarzy Mayako rysowało się przerażenie. Koniec tej okropnej historii wcale nie wydawał się bliski. Okanao miała wrażenie, że przed nimi jeszcze spora dawka emocji.
— Złapano go? — wykrztusiła Maya.
— Nie, uciekł z miejsca wypadku, wcześniej zacierając wszelkie dowody. Jego następną ofiarą stała się Rin, następnie kilka przypadkowych dziewczyn. Zachowywał się jak rasowy psychopata, a potem kompletnie rozpłynął w powietrzu.
Madara wstał z miejsca, podszedł do okna i lekko odchylił roletę, przyglądając się zupełnie pustej ulicy. Wyglądał, jakby lada chwila miał tam zobaczyć właśnie Obito — swoją największą zmorę.
— Nie mogąc patrzeć na depresję mojej matki i bezradność ojca, wyjechałem do Stanów, gdzie przez pięć lat chodziłem do specjalnej szkoły policyjnej. Na trzecim roku przypadkowo spotkałem Yakiimo. — Uśmiechnął się delikatnie.
— Pamiętam. — Potwierdziła Mayako. — Wujek zaoferował jej pracę sezonową.
— Po długich wahaniach zgodziła się ze mną zamieszkać i nawet zaczęła uczęszczać na tę samą uczelnię, co ja, tylko jako cywil, a nie mundurowy. Dopiero potem powiedziała mi, że się nie pożegnała. — Z pewną dozą skruchy zerknął na Okanao. — Nie przedłużając, w międzyczasie Obito znowu dał o sobie znać. W Tokio doszło do trzech morderstw, a ciała pozostawiono dokładnie w ten sam sposób, co Izuny. Wróciłem do Japonii, załapałem się do kryminalnych, gdzie pracował Kakashi wraz z Naruto, i wziąłem na siebie sprawę mojego kuzyna. Yakiimo uparła się, żeby mi pomóc. Dzięki znajomości z Rhan zatrudniono ją w tej samej melinie, w której pracowały ofiary Obito. Co noc, ja i Kakashi składaliśmy fałszywe rezerwacje na Inami, tak by miała czas na obserwowanie ludzi w lokalu, nie martwiąc się, że jakiś facet będzie chciał skorzystać z jej usług. — Odruchowo zacisnął pięści.
Maya zdawała sobie sprawę, że jeśli ktokolwiek zapragnąłby mieć Yakiimo na wyłączność, Uchiha przestałby się hamować. Natomiast cała opowieść wydawała jej się trochę odrealniona, ale w gruncie rzeczy bardzo wiarygodna. Nie mieli przecież żadnych powodów, by ją okłamywać. Pozostawała jeszcze jedna kwestia.
— A ty skąd o wszystkim wiedziałeś? — Zwróciła spojrzenie na Stinga.
— Przyłapał nas. — Rhan wzruszyła ramionami.
— Wieczór kawalerski Natsu, pamiętasz? Zobaczyłem Yakiimo i zagroziłem, że powiem wam o jej powrocie — wyjaśnił.
— I tak po prostu się wygadała? — Maya nie dawała za wygraną.
Dobrze znała Yakiimo. Jeśli naprawdę zależało jej na dochowaniu tajemnicy, żadne dobro tego świata nie wpłynęłoby na nią. Poza tym, Sting od zawsze trochę ją drażnił, dlatego mogła sobie tylko wyobrazić entuzjazm Inami, gdy to właśnie on postanowił zastosować szantaż.
— Mój urok osobisty czyni cuda. — Uniósł prawy kącik ust do góry.
— Ściemniasz — burknęła pod nosem.
Eucliffe przewrócił oczami.
— No dobra, po prostu Naruto to miękki fajfus i wystarczyło go przycisnąć, kiedy przyjechał do warsztatu tym swoim złomem. — Sting wyglądał na rozbawionego.
Naruto popatrzył na niego z nieukrywanym wyrzutem. Eucliffe mówił prawdę. Uzumaki nie potrafił zbyt długo zatajać faktów, a udawanie, że nie ma pojęcia o powrocie swojej byłej dziewczyny, też mu nie szło. Wciąż zależało mu na Yakii, nawet jeśli zachował się wobec niej, jak rasowy palant, odchodząc do dużo bardziej poukładanej dziewczyny. Mimo to, nigdy nie pragnął jej krzywdy. Może dlatego miał żal do Madary za wciągnięcie Inami w niezły syf.
— Plan polegał na tym, że Yakiimo miała poznać Obito. Dzisiaj dostałem od niej cynk, że widziała go przy barze. Udało jej się z nim umówić na jutro wieczór. Problem w tym, że od tamtej chwili, przestała odbierać telefony. — Kakashi zaczął szperać między dokumentami. — A wiesz kto jeszcze postanowił zabawić się w detektywa? — Kątem oka odnalazł Mayako. — Kaori. I wiesz czyje mieszkanie zostało splądrowane, i kto nie daje znaku życia? Kaori. — Ściągnął usta w wąską linię.
Maya poczuła, jak jej puls instynktownie przyspiesza. Cała historia, począwszy od długiego wstępu o Obito, aż po wtajemniczenie ich w konspirację, prowadziła do tego jednego, strasznego punktu. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że rozdzielenie się w pubie wcale nie było dobrym pomysłem. Ktoś od razu mógł zauważyć, iż nie przyszły potańczyć czy konkretnie się upić. W dodatku, każda z nich wypytywała pracowników o Yakiimo. Co jeśli któryś współpracował z Obito i wydało mu się to mocno podejrzane? Na jego miejscu od razu pobiegłaby do swojego szefa, paplając mu o trzech pseudo bohaterkach.
— Kaori rozmawiała z Yakiimo — rzuciła Rhan, przyciągając uwagę Akairo oraz Mayi. — Trochę się posprzeczały. Myślę, że kimkolwiek była ta cholerna pluskwa, dodała sobie dwa do dwóch. Wasza koleżanka może mieć teraz spore kłopoty.
Mayako nie wiedziała, czy w takiej sytuacji należy zacząć histeryzować od razu, czy jednak lepiej podejść do Madary, po czym porządnie nim potrząsnąć, żeby wreszcie ruszył swoją głową i wykombinował jakiś plan. Nim jednak zdecydowała się na jakikolwiek krok, telefon Hatake rozdzwonił się na dobre. Madara rzucił niespokojne spojrzenie na leżący na stoliku aparat, a Kakashi — odzyskawszy rezon — złapał urządzenie, bez namysłu przykładając do ucha.
Na jego twarzy wymalowało się kolejno napięcie, zwątpienie, na końcu złość pomieszana ze strachem. Trwało to może kilka sekund, nim wyciągnął dłoń z komórką w stronę zdezorientowanego Uchihy. Połączenie nie zostało przerwane. Rozmówca cierpliwie czekał, aż Madara odezwie się po drugiej stronie. Tymczasem tamten stał niczym kołek, oczekując słów wyjaśnień. Spodziewał się telefonu od swoich przełożonych, którzy od początku starali się wyperswadować mu jego głupotę. Po cichu liczył, że to Yakiimo kontaktuje się pod innym numerem. Jednak odpowiedź przekroczyła wszelkie oczekiwania.
— To Obito — odezwał się Kakashi. — I koniecznie chce z tobą pogadać.


<<>>


Tępe pulsowanie w tylnej części czaszki sprawiało, że z trudem otworzyła powieki. Pod prawym policzkiem czuła lodowate zimno i wilgoć, a woń stęchlizny nieprzyjemnie wdzierała się do nosa. Nawet, gdy kilkakrotnie zamrugała, starając się wyostrzyć obraz, mogła zobaczyć tylko nieprzeniknioną ciemność. Cela, do której została brutalnie wrzucona — o czym świadczył ból w prawym ramieniu oraz dziwne ułożenie na podłodze — była małym, pozbawionym okien pomieszczeniem z betonu.
Z jękiem odwróciła się na plecy. Pamiętała wszystko, od pobytu w klubie po spotkanie z nieznajomym mężczyzną, który skutecznie udaremnił jej wydostanie się z mieszkania. Nie wiedziała, kim był ani dlaczego została więźniem. Mogła jedynie czekać, analizując błędy, jakie popełniła w przeciągu ostatnich dni. Nie, właściwie miesięcy. Samo wejście w szeregi Nation okazało się zgubne. Zrobiła to tylko po to, by udowodnić znajomym, że się mylą. Że Kaori Fukao nie jest zwykłym outsiderem z pedantycznymi skłonnościami. Nie słuchała, kiedy Hoshi stanowczo odradzała aplikowanie na stanowisko dziennikarza pod skrzydłami słynnej Akane. Pozostawała głucha na nieme wołania o pomoc ze strony Mayako i tak po prostu pozwoliła Yakiimo odejść. Nie zawalczyła o Kakashi’ego. Na końcu postanowiła za wszelką cenę utrzymać się w pracy, ryzykując życiem swoim i jej najbliższych przyjaciółek.
Uśmiechnęła się słabo. Rachunek sumienia w takim miejscu i okolicznościach nie brzmiał zbyt optymistycznie, jednak czuła potrzebę pogodzenia się sama ze sobą. Była zdziwiona, że panika nie dopadła jej tuż po przebudzeniu. Ogarnął ją jakiś dziwny spokój. Może właśnie tak będzie wyglądał jej koniec? Wywloką ją, zadadzą kilka najważniejszych pytań, a potem zwyczajnie zastrzelą, zostawiając zwłoki na pastwę szczurów. Najpierw jednak kazali czekać; użerać się z własnymi myślami, powstrzymywać skurcze w żołądku i łzy cisnące się do oczu. Kimkolwiek byli, naprawdę znali się na rzeczy.
Usłyszała jakieś podniesione głosy i kroki odbijające się na kamiennej podłodze. Odruchowo wstrzymała oddech. Jeśli zupełnie przestanie się ruszać, uznają, iż śpi. To śmieszne, że mimo pogodzenia z losem, starała się zyskać dodatkowe minuty życia. Ciężkie metalowe drzwi otworzyły się ze zgrzytem. Delikatnie przekręciła głowę w bok, dostrzegając snop światła, który dostał się do wnętrza. Dopiero teraz zauważyła sąsiednie, równie obskurne pomieszczenie, oddzielone od jej celi żelaznymi kratami. Do środka weszły dwie osoby. Mężczyzna o szarych włosach i cwaniackim uśmieszku prowadził przed sobą niską postać ze związanymi z tyłu rękami. Kosmyki włosów zasłaniały twarz kobiety, ale Kaori wychwyciła cieknącą z wargi krew, spuchnięty policzek oraz obrzydliwego siniaka wokół lewego oka.
Nieznajomy odwrócił dziewczynę w swoją stronę i ujął jej brodę między dwa palce. Fukao zauważyła, jak Yakiimo zacisnęła szczęki, hardo patrząc mu w oczy. Tamten tylko zaśmiał się głucho.
— Taka słodka, a taka wojownicza. — Kciukiem przesunął po ustach Inami, na co ta skrzywiła się nieznacznie. — Gdybyś tylko powiedziała nam prawdę. — Zacmokał zdegustowany.
— Nie wiem, gdzie jest Madara — odparła.
Oprawca brutalnie pchnął ją na przeciwległą ścianę, po czym zacisnął dłoń na gardle dziewczyny, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Yakiimo odchyliła szyję, a jej pierś unosiła się w szybkim, nierównym tempie.
— Posłuchaj, ślicznotko — wychrypiał wprost do ucha Yakii — zdradź mi wszystko, co wiesz o tym sukinsynie, a obiecuję, że Obito nigdy więcej nie podniesie na ciebie ręki.
— Pieprzenie — wydusiła z siebie.
Ponownie uraczył ją swoim obrzydliwym uśmiechem. Jego ręka powędrowała wzdłuż talii kobiety, zatrzymując się na jej pośladku. Ścisnął go jednym, mocnym ruchem palców.
— Postaraj się, a będziesz żyła, jak w bajce — szepnął. Nie odpowiedziała, więc kontynuował: — Kiedy ostatni raz Madara naprawdę się o ciebie zatroszczył, hm? Potrzebował cię do znalezienia swojego kuzyna. Interesuje go tylko zemsta.
— Łżesz! — warknęła.
Kaori zobaczyła w jej oczach łzy. Yakiimo najwyraźniej walczyła, żeby się nie rozpłakać, natomiast stojący nad nią morderca wiedział dokładnie, gdzie uderzyć, by zabolało.
— Tak? — Odsunął się na odległość trzech metrów, pozwalając Inami swobodnie oddychać. — W taki razie dlaczego nasz nieskazitelny Uchiha odmówił zapłacenia okupu?
Yakii podniosła na niego zaskoczone, nieco przerażone spojrzenie. Kilkakrotnie poruszyła ustami, jednak nie padł z nich żaden konkretny dźwięk. Sprawca triumfował. Odwrócił się na pięcie i swobodnie szedł przed siebie, napawając się drobnym zwycięstwem. Łamał swoją ofiarę krok po kroczku. Zatrzymał się dopiero przy drzwiach, oglądając przez ramię.
— Daj znać, kiedy dotrze do ciebie po czyjej stronie warto stać.
Zostały same. Kaori widziała, jak Inami z westchnieniem usiadła pod ścianą, opierając łokieć o prawe kolano. Powoli podeszła do krat i chwyciła je pewnie, trochę nimi potrząsając. Yakiimo błyskawicznie skierowała na nią wzrok, zaś na jej twarzy pojawiło się zdumienie, które chwilę potem zastąpiła złość.
— Nie wierzę! — wykrzyknęła.
Poderwała się z miejsca, łapiąc za okolicę żeber i dumnie ruszyła do przodu. Kao zaczynała dostrzegać spore plusy istnienia metalowych prętów — gwarantowały skuteczną ochronę przed wkurzoną Yakiimo.
Dziewczyna stanęła z nią twarzą w twarz, marszcząc brwi. Najprawdopodobniej oczekiwała jakichkolwiek wyjaśnień, ale Fukao nie była w stanie zebrać myśli. Może to radość spowodowana faktem, że nie utknęła sama w totalnym syfie, odebrała jej resztki rozumu? Dopiero zniecierpliwione uderzenie w kraty nieco ją ocuciło. Yakii najwyraźniej uważała swoją przyjaciółkę za niepotrzebny, zawadzający bagaż. A przynajmniej temu dawała wyraz.
— Wlazłaś tu, żeby mnie szpiegować? — zapytała.
Przez jej ton przedzierało się multum niedowieżania, jakby nadal wątpiła w zdrowy rozsądek Kaori, która miała ochotę się roześmiać. Oto największa wariatka, jaką kiedykolwiek miała okazję poznać, zaczynała robić z niej szaleńca.
— Nie. — Pokręciła głową. — Ale zdaje się, że ty coś wiesz. — Oskarżycielsko wymierzyła w nią palcem.
Yakiimo zrobiła urażoną minę, po czym wycofała się w głąb swojej celi, odwróciła i przeczesała włosy, głośno wzdychając. Walczyła ze sobą. Miała do wyboru kompletnie zignorować współtowarzyszkę, licząc na szczęście lub przychylność Hidana oraz wyczucie czasu Madary, lub pozwolić wejść Fukao w środek całej akcji, odkrywając przed nią zatajane wcześniej fakty. Przygryzła dolną wargę, wgapiając się w ścianę. Dlaczego nic nigdy nie wydawało się proste? Dlaczego los rzucał jej pod nogi kłody w postaci nieprzewidzianych zdarzeń? Dlaczego Kaori w ogóle tu była? Nie. Pytanie brzmiało raczej: po co szukała sensacji? Yakii zawsze miała ją za poukładaną dziewczynę z dobrego domu, która otaczała się wartościowymi ludźmi, wyróżniała na tle klasy, pisząc te swoje dramaty i romanse o kotach czy innych przystojniakach. Bywała rozhisteryzowana, czasami zbyt miękka i — jak dla Inami — za wrażliwa, ale nigdy nie myślała o niej źle. Aż do teraz.
— Kretynka — wysyczała pod nosem, mając świadomość, że w tym małym pomieszczeniu nic nie umknie uszom Fukao.
— Słucham? — Reakcja nastąpiła natychmiast.
Yakiimo odwróciła się zamaszyście, zacisnęła dłonie w pięści i zaczęła iść w kierunku nieco zdezorientowanej dziewczyny.
— Jesteś kretynką. — Powtórzyła. — Co ty w ogóle próbujesz zrobić?!
— Nie wiem, o czym mówisz — mruknęła Kao, przyciskając dłonie do piersi. Z jakiegoś powodu poczuła potrzebę odsunięcia się od krat, szczególnie, gdy Yakiimo prawie na nie wpadła, wprawiając w drżenie.
— Nie drażnij mnie. — Ostrzegła.
— Nie muszę. Zawsze umiałaś się sama nakręcić — odparowała Kaori. — Tylko czekałaś, aż wybuchnie jakaś awantura, żeby wkroczyć w akompaniamencie rozpierdolu!
Obie były u kresu wytrzymałości. Problem polegał na tym, że Fukao nigdy nie czuła się dobrze podczas kłótni. Nie z ludźmi, których kochała ponad wszystko. Gula rosła jej w gardle, a atmosfera niesamowcie ciążyła na ramionach. Spięła się momentalnie, oczekując ataku ze strony swojej rozmówczyni. Yakiimo przywdziała wówczas swój najbardziej kpiący i wyzywający uśmiech, dlatego Kao kontynuowała.
— Pakujesz się w kłopoty, znikasz, wracasz, bawisz się w bohatera. Poznajesz tych wszystkich dziwnych ludzi z przeszłością, pozwalając się ciągnąć na dno!
— Dalej. — Yakiimo skrzyżowała ramiona, delikatnie unosząc podbródek. — Co mi jeszcze zarzucisz? Kłamstwa, hazard, prostytucję?
— Jesteś zwykłą ofiarą losu! — wykrzyczała.
Inami zmrużyła powieki. Oddech Kaori stał się urywany, a odczucie, że właśnie przekroczyła niewidzialną granicę, narastało w niej z sekundy na sekundę. Musiała to w końcu powiedzieć. Wyrzucić z siebie resztki żalu do dziewczyny, którą dawno przestała poznawać.
— Ja? — Yakii przekrzywiła głowę. — Zamknęłaś się w swoim świecie złożonym z tak banalnych problemów, że aż mnie to boli. Interesują cię tylko twoje koty i praca dla tego durnego pisemka. Właśnie dlatego nigdy nie będziesz potrafiła kogokolwiek zrozumieć. Mnie goni czas, a ciebie strach. Tchórzostwo. Nie umiałaś wyjść ze swojego bezpiecznego gniazdka nawet, gdy Mayako i Hoshi wyciągały do ciebie rękę. Nie umiałaś zdecydować, który facet jest odpowiedniejszy, w konsekwencji tracąc ich obu.
W geście bezradności rozłożyła ramiona. Była dziwnie spokojna, uśmiechając się słabo. Nie orzekłaby zwycięstwa na swoją korzyść, ale nie zamierzała dłużej okłamywać siebie i ludzi wokół. Postawa Kaori od początku jej nie odpowiadała. Coś się zwyczajnie popsuło; zgrzyt narastał jeszcze zanim wyjechała. Doskonale pamiętała, ile razy w ciągu dnia przewracała oczami, słuchając o problemach Fukao, które wydawały jej się nudne i mocno przesadzone.
— I nie umiałaś pozwolić mi odejść.
Przeszła przez celę i położyła się pod ścianą, układając na mniej obitym boku. Polik oparła na zgięciu łokcia, przymykając powieki. Udawała, że nie usłyszała stłumionego szlochu, który wyrwał się z gardła dziewczyny. Potrzebowała co najmniej kilku minutowej drzemki przed kolejnymi przesłuchaniami. Już za pierwszym razem doprowadziła Obito do furii, zarabiając przy tym potężne uderzenie w szczękę i trzy kolejne w żebra. Starała się nie myśleć o bólu w całym ciele ani o tym, co się stanie, jeśli Madara naprawdę z niej zrezygnuje. Być może Hidan mówił prawdę, a wtedy wiedziała, że powinna zacząć czuć się martwa. Wdała się w nieciekawy i krwawy konflikt pomiędzy członkami tej samej, wiekowej rodziny. Uchiha nie należeli do łatwych. Słynęli ze swojego wrodzonego geniuszu, elokwencji, szarmancji, ale również mściwości i odrobiny spontaniczności. Gdy na świat przyszedł Obito — czarna owca rodu, zakała, beztalencie — wykluczyli go. Nie dziwiła się więc, iż wpadł w pewien rodzaj szaleństwa. Mordując, zwracał na siebie uwagę tych, których atencji najbardziej pragnął. Jednocześnie w akcie zemsty, zadawał im ból, chociażby poprzez brutalne pozbycie się Izuny. Był najgorszym widmem Madary; jego od lat niedoścignionym celem, czymś, dla czego poświęcił swoją karierę i życie prywatne. Yakiimo nienawidziła go za to.
— Masz rację.
— Co? — Na dźwięk głosu Kaori gwałtownie otworzyła oczy.
— Nie pozwoliłam ci odejść. Bo mi, kurwa, zależało. — W akcie desperacji podeszła do krat i mocno nimi potrząsnęła. Najchętniej zrobiłaby to samo z Inami. —  Z a l e ż a ł o! — wykrzyczała. — I to ty nie umiesz pojąć, jak bardzo złamałaś mi serce. Przekreśliłaś naszą przyjaźń, jakby nic dla ciebie nie znaczyła.
Yakiimo nie odpowiedziała. Coś sprawiło, że zwyczajnie nie mogła mówić. Wyjechała, bo wyjechała. Nie istniało racjonalne wytłumaczenie dlaczego. Spodobał jej się klimat, miasto, uczelnia i sam Madara. W Tokio zaczynała się dusić. Wszystko było takie mdłe, pospolite, zwyczajnie — nijakie. Najpierw odcięła się od nieciekawych środowisk. Przestała wychodzić w piątkowe wieczory, lądować z głową w muszli klozetowej albo na tylnym siedzeniu auta Fukao, która zawsze odstawiała ją do mieszkania. Wujek załatwił jej sezonową pracę w Stanach, gdzie spotkała Uchihę i utrzymywała z nim kontakt długo po powrocie do Japonii. Niczego nie planowała; spakowała jedną walizkę, zarezerwowała bilet i zniknęła. Gryząc się z własnym sumieniem, rozpoczęła nowe życie.
— Hidan — powiedziała, zaskoczona brzmieniem swojego głosu. — Ten koleś z wcześniej ma na imię Hidan Jashin.
— To nie ma znaczenia — prychnęła Kaori.
Yakiimo przewróciła oczami. Ostrożnie wstała z miejsca, przypominając sobie o każdym nabitym siniaku. Fukao miażdżyła ją wściekłym, zaszkolnym spojrzeniem, ale Inami jakoś wytrzymała tę presję. Za drzwiami celi usłyszała podniesione, męskie głosy. Ciśnienie jej krwi momentalnie wzrosło, napełniając ciało adrenaliną i strachem. Od początku nie zapowiadało się na przyjemną pogawędkę, zwłaszcza, że Obito coraz bardziej się niecierpliwił. Madara z czymś zwlekał i cokolwiek to było, stało się ważniejsze niż życie Yakii. Dziewczyna przetrawiła gorzką informację.
— Ma — mruknęła. — Madara za wszelką cenę chce dopaść swojego kuzyna Obito, który aktualnie nas przetrzymuje i sra pod siebie na myśl o złapaniu. — Zmęczona potarła skronie. Naprawdę nie miała ochoty na rozmowę. — Jeśli znajdzie się w krytycznym położeniu, a na pewno tak będzie, zrobi coś… spektakularnego.
Kaori wychwyciła spojrzenie towarzyszki. Przeszedł ją niekontrolowany dreszcz, gdy zdała sobie sprawę, o czym mówi Yakiimo. Nie wiedziała, czy powinna znowu się rozpłakać, czy wrzeszczeć, jak opętana, w nadziei, iż ktoś usłyszy. Inami posłała jej ciepły, trwający kilka sekund uśmiech, pełen żalu, smutku i wyrzutów sumienia. Taki, który równie dobrze mógł zwiastować pożegnanie.
— Tylko jedna z nas wyjdzie z tego budynku — oznajmiła. — I to nie będę ja.
Drzwi jej celi otworzyły się gwałtownie, rzucając cień męskiej sylwetki na prawy profil Yakiimo. Do wnętrza dostał się zapach stęchlizny i kolejna porcja wilgoci, ale to nie sprawiło, że obie kobiety zadrżały z przerażenia. Obito niósł za sobą inny zapach — widmo.
Sama śmierć wyszła im na spotkanie, wyciągając po nie swoje brudne łapska.


<<>>


Kaori zawyła, gdy kij baseballowy zetknął się z jej plecami. Łzy spływały po policzkach dziewczyny, a żołądek nieprzyjemnie podchodził do gardła już od pierwszych chwil, gdy brutalnie przywiązali ją do krzesła.
Najpierw oprawca pozostawał nienaturalnie spokojny. Wypił szklankę whisky, nie zważając na tłumione łkania Fukao i nawet przeprosił ją za wyjątkowo okrutne metody przesłuchań. Wtedy zdała sobie sprawę, że on naprawdę musi być psychopatą. Starała się unikać ciemnych, przeszywających oczu oraz nie patrzeć na blizny zdobiące prawą stronę jego twarzy — to mogło go niepotrzebnie rozjuszyć. Potem usiadł naprzeciwko niej, podwinął rękawy koszuli i powoli obierał jabłko, używając do tego największego noża myśliwskiego, jakiego kiedykolwiek widziała. Odciął kawałek owocu, wsunął go sobie do ust i skupił na niej wzrok. Cała była roztrzęsiona; nie potrafiła opanować płaczu ani kołatania serca. Oddech głośno wyrywał jej się z piersi, a do uszu napływały wrzaski z sąsiedniego pomieszczenia. Hidan właśnie zajmował się Yakiimo.
Gdy nie odpowiedziała na pierwsze pytanie, zadał jej siarczysty policzek, aż krew popłynęła z kącika ust Fukao. Obito mówił, przechadzając się po pomieszczeniu, podczas gdy ona zawzięcie milczała. Więc przesunął ostrzem po ramieniu dziewczyny i napawał się widokiem wykrzywionej w bólu twarzy oraz juchy spływającej po skórze. Powtórzył tę czynność jeszcze dwa razy, tak, że posoka znalazła się również na udzie i obojczyku dziewczyny.
Kaori myślała, że minęła cała wieczność nim sięgnął po brudny, wyszczerbiony kij. Bolało. Każde uderzenie czy choćby smagnięcie rozpalały w niej nowe ogniska bólu. Wiła się, grubymi włóknami lin raniąc sobie kostki i nadgarstki. Zdzierała struny głosowe, czując w ustach obrzydliwy smak żelaza. Dławiła się własnymi łzami, kurczowo starając się zachować przytomność. Kiedy odpuszczał, skupiała się na głosie Inami, a strach tylko w niej narastał.
— Mój głupi kuzyn zawsze wolał wysługiwać się innymi. — Westchnął przeciągle i ponownie zajął miejsce naprzeciw ofiary, opierając kij o swoje kolano. — Gdzie teraz jest?
Nachylił się lekko. Kaori zauważyła, że poruszał się z niezwykłą gracją, jakby elegancja była dziedziczna w jego rodzinie. Aczkolwiek dostrzegła też poobgryzane do krwi paznokcie i drżące wargi. Ktoś, kto od lat zabijał, by odszukać ukojenie, mógł znaleźć tylko szaleństwo.
Żałośnie pociągnęła nosem, przecząco kręcąc głową. Nie potrafiła zdobyć się na jakiekolwiek słowa; wielka gula w gardle uniemożliwiała wydanie najmniejszego dźwięku.
— To nieprawdopodobne, że w tak krytycznej sytuacji stać cię na altruizm. — Zaśmiał się krótko. Wyciągnął rękę, po czym mocno ujął jej podbródek. Skrzywiła się pod wpływem dotyku Uchihy. — Drzwi otwierają się tylko w jedną stronę. Wyjście z tego miejsca zależy wyłącznie od ciebie, dlatego zapytam ponownie. Gdzie jest Madara?
W jego szepcie dosłyszała całą gamę gróźb i zniecierpliwienia. Dla niego liczył się czas. Lada chwila mógł zjawić się cały szwadron policji, a Obito doskonale wiedział, że stary magazyn nie jest idealną warownią. Faktycznie, zażądał od swojego brata całkiem sporej sumy pieniędzy. Potrzebował jej na opłaty dla przemytników oraz fałszywe dokumenty. Obiecał także Hidanowi pomoc finansową. Chłopak narobił sobie kilku pokaźnych długów. Najpierw nie był w stanie wypłacić się dilerowi, potem próbował wygrać coś w kartach, w konsekwencji kończąc na dnie pełnym ścigających go opryszków. Obito wiedział, iż wyświadczył mu przysługę, wyciągając do niego rękę, ale nadal godzi się zapłacić za wykonaną robotę. W końcu zatrudnienie się w pubie i szpiegowanie Yakiimo nie należało do najłatwiejszych, przynajmniej z początku. Potem okazało się, że Madara nie zamierza przeszkadzać swojej dziewczynie w pracy, więc grunt pod nogami wydał im się w miarę bezpieczny.
— Nie wiem — jęknęła.
Była bliska błagania go o litość. Powiedzenia, że jest tylko beznadziejną dziennikarką, która na własne życzenie wkopała się w niezłe gówno. Krzyki Yakii dochodziły do niej coraz rzadziej. Albo Jashin postanowił jej odpuścić, albo kobieta zwyczajnie nie miała siły.
— Hidan widział cię w barze, rozmawiałaś z Yakiimo — zaczął, okrążając ją wolnym krokiem. — Obie mnie szukałyście. Wiesz, gdyby nie on, nigdy nie zorientowałbym się, że Inami sobie ze mną pogrywa. Naprawdę miałem na nią ochotę. — Prychnął, litościwie kręcąc głową.
— Ja naprawdę nic nie wiem. — Wyłkała. — Chciałam tylko napisać artykuł do gazety, dla której pracuje.
— Robisz ze mnie idiotę? — Zmrużył oczy.
— Nie, przysięgam. Moja szefowa… Ona jest straszną jędzą. Kazała mi wyszukać coś spektakularnego. — Kaori starała się brzmieć wiarygodnie, ale drżący głos wcale jej nie pomagał. — Pomyślałam, że twoja sprawa się nada.
— Naprawdę?
Gdyby nie ciągły strach, pisnęłaby z radości. Obito połknął zastawiony na niego haczyk, co dowodziło, jak wielkim szaleńcem musiał być.
— Nikt dotąd tak nie oszukał policji. Zostawiłeś za sobą tyle ofiar, a oni wciąż byli bezradni. — Odważyła się hardo na niego spojrzeć, w myślach dziękując za swoje amatorskie, nabyte na kółku teatralnym, aktorstwo.
— Wiesz — podrapał się po kilkudniowym zaroście — wybielacz czyni cuda. I chleb świętojański. Zmazuje odciski palców.
— Założę się, że inni wpadliby w panikę — kontynuowała.
— Trudno być mordercą w tych czasach. — Pokiwał głową, znów zajmując miejsce na taborecie. — Kamery, gliny, natrętni sąsiedzi. Raptem schowasz zwłoki, a już masz kajdanki na rękach.
Kaori poprawiła się na siedzeniu. Chciała wyglądać w miarę profesjonalnie, chociaż wciąż nie potrafiła opanować drżenia. Tylko spokojnie — powtarzała sobie w myślach. Może nie była przebojową dziewczyną z blokowiska, jak Yakiimo, ani upartą wojowniczką, jak Mayako. Nie posiadała tak błyskotliwego, ścisłego umysłu, co Hoshi. Ale to właśnie ona skończyła dziennikarstwo, jako najlepsza studentka na roku. To ona rzuciła wyzwanie Akane, próbując dotrzeć do Obito. I to ona odważyła się przeprowadzić z nim najbardziej niebezpieczny wywiad swojego życia.
— Płeć też się liczy, prawda? — zagadnęła.
— Owszem. Kiedy ginie kobieta wszystkie media zaczynają się przekrzykiwać, a feministki szaleją. Z facetami jest trochę inaczej.
— To znaczy?
— Zabiłem swoją dziewczynę i przez kilka tygodni pierwsze strony gazet mówiły tylko o niej. Natomiast sprawa Izuny, wiesz, młodszego brata Madary, została schowana do szuflady. Raptem raz czytałem wzmiankę o brutalnym morderstwie, które spędza rodzinie Uchiha sen z powiek. — Zupełnie zrelaksowany wzruszył ramionami.
Kaori przygryzła dolną wargę, łącząc fakty. Obito wyjawiał jej swoje przemyślenia, ale i sekrety. Teraz wiedziała, dlaczego Madara tak zawzięcie go ścigał, wplątując w całą akcję własną dziewczynę. Nie mógł darować odebrania mu członka rodziny.
— Czytasz o swoich przestępstwach? — Przygryzła dolną wargę.
— Przestępstwach? — Uniósł na nią złowrogie spojrzenie.
— Dokonaniach, przepraszam. — Wysiliła się na uprzejmy ton.
— Lubię wiedzieć…
Drzwi za jego plecami otworzyły się z taką siłą, że ich prawe, wyrwane z zawiasów skrzydło, z hukiem runęło na podłogę. Przestraszona uniosła głowę, ale stojący Obito zasłaniał jej widok. Zauważyła, że cały się spiął, zaciskając palce na rękojeści swojego noża.
Pierwsza chmura kurzu opadła, ukazując im rządek postaci. Madara mierzył w pierś Obito, miażdżąc go swoim wzrokiem. Naruto trzymał na ramieniu karabin, a poznana wcześniej barmanka imieniem Rhan, raczyła ich przeciwnika zimnym uśmiechem. W dłoni dziewczyny spoczywał sporej wielkości gnat. Fukao dostrzegła również zapobiegawczo osłanianą przez Stinga Mayako i trzymającą się z boku Hoshi.
Miłe ciepło ugodziło ją w serce, a niekontrolowany szloch wyrwał się z piersi, gdy na przód wyszedł właśnie on. Kakashi Hatake w geście bezradności rozkładał ramiona, powłócząc nogami w ich stronę. Przez chwilę poczuła strach. Nie wyglądał na uzbrojonego, jednak wystarczyło jedno spojrzenie w jego ciemne oczy, by zrozumiała, jak bardzo musiał się powstrzymywać. Zawsze potrafiła rozróżnić jego nastroje, dlatego furia, którą zobaczyła, zmroziła jej krew w żyłach.
— To koniec, Obito — przemówił spokojnym tonem. — Budynek jest otoczony. Zostałeś sam.
Uchiha roześmiał się złośliwie, przykładając dłoń na wysokości piersi.
— Hidan na pewno zdążył uciec.
— On ma Yakiimo! — Kaori wrzasnęła nagle, dekoncentrując pozostałych.
— Ty mała dziwko! — ryknął Obito.
Wszystko wokół działo się niczym w zwolnionym tempie. Widziała, jak morderca poprawił uchwyt na nożu i zamachnął się w jej kierunku, obierając za cel gardło. Jednak Hatake okazał się szybszy. Precyzyjnym ruchem wydobył z kieszeni pistolet i nacisnął spust. Krew trysnęła na koszulę Obito oraz twarz przerażonej Kaori. Uchiha z jękiem upadł na plecy, wydobywając z siebie tylko pojedyncze rzężenia. Gęsta jucha spływała mu z kącika ust. Trząsł się w konwulsjach, przeskakując oczami po otaczających go sylwetkach. Jako pierwszy u boku konającego pojawił się Madara. Trochę zmieszany i nadal wściekły, popatrzył swojemu kuzynowi w oczy.
— Żałuję… — wychrypiał Obito. — Tamte lata były najlepszym, co mi się przytrafiło… Zaraz po Rin.
Uśmiech, który na sekundę pojawił się na jego twarzy, doprowadził Kaori do wzruszenia. Odwiązana przez Mayako, wspierała się na jej ramieniu, starając się nie rozkleić. Cała adrenalina uchodziła z niej w ekspresowym tempie; znowu czuła przejmujący ból w całym ciele, zaś wrodzona wrażliwość uniemożliwiała opanowanie łez.
— Kazałem mu ją wywieźć. — Skrzywił się, doznając nowej, silniejsze fali bólu.
Wiedział, że umiera. Żadne z nich nie zamierzało ratować jego życia, bo i po co. Nie nadawał się do więzienia, z którego prędzej czy później, by uciekł. Rodzina nie mogła nawet na niego spojrzeć. Stał się tematem tabu wśród swoich bliskich. Stracił dom, ukochaną kobietę i przyjaciół. Wciąż czegoś poszukiwał, wściekał się, nienawidził, pielęgnując urazy oraz mordując przypadkowych ludzi. Gardził tym, co miał. Nabrał ochoty roześmiania się. Rachunek sumienia przyszedł do niego w tak beznadziejnej chwili.
Może istniał cień szansy na odkupienie? Może po drugiej stronie Rin nie spojrzy na niego tak krytycznie?
— Hidan zabierze Yakiimo do portu w Yokohamie — powiedział.
Ucisk jego palcy słabnął z każdą sekundą. Wzrok stawał się zamglony, a kiedy ręka Obito opadła na podłogę, zdołał już tylko wyszeptać:
— Przepraszam.


<<>>


— Chodź już! — Sting złapał trzymającą się futryny Mayako w pasie i mocno pociągnął w swoją stronę.
Dziewczyna wrzasnęła, po czym mocniej wbiła palce w drewno, rzucając na około wściekłe spojrzenia.
— Jeszcze minutka, pacanie! — wydarła się, przykuwając uwagę pozostałych.
Kaori siedziała na podłodze, opierając się plecami o swoją wysłużoną, beżową kanapę. Jedną rękę wciąż wkładała do miski z piankami, racząc się ich słodkim smakiem, a drugą — zwykle zarezerwowaną na głaskanie któregoś z jej rozpieszczonych kotów — trzymała ciepłą dłoń Kakashi’ego. Ten przysypiał od dobrych kilku minut, nawet nie świętując swojej wygranej nad Naruto. Hatake udało się wypić o cały kieliszek sake więcej niż jego rywalowi. Uzumaki odpadł dawno temu, zajmując fotel tylko dla siebie i ignorując ciągle wibrujący telefon. W końcu powiedział Hinacie, że wróci przed dwudziestą trzecią. Aktualnie na zegarku była druga w nocy. Hoshi machinalnie rzucała zrobione z papieru kulki pupilom Kaori, a te taranowały i potrącały wszystko na swojej drodze, byle zdobyć upragnioną zabawkę.
Do ich uszu doleciał kolejny pisk Mayako. Dziewczyna nadal zawzięcie walczyła z rozsierdzonym Stingiem.
— To jak ten twój ma? — Yakiimo zwróciła się do pogrążonej w transie Akairo.
Kaori rzuciła Inami krótkie spojrzenie. Jej przyjaciółka wciąż miała zabandażowane lewe ramię i czasami krzywiła się przy gwałtowniejszym ruchu, ale poza tym, wygląda nadzwyczaj dobrze. Oparta o bark drzemiącej Rhan, uśmiechała się delikatnie, racząc kieliszkiem wytrawnego wina. Jeszcze dwa tygodnie temu nie wiedziała, czy przeżyje. Hidan siłą wyciągnął ją z magazynu i wrzucił na tylne siedzenie samochodu. Wtedy naprawdę się bała. O siebie, Kaori, każdego, kto ruszył jej z pomocą. Dopiero silne ramiona Naruto, który wydobył ją z rozbitego samochodu, nieco uspokoiły Yakii. Przynajmniej dopóki Madara nie postanowił jej zostawić; wyjechał bez słowa, zostawiając wszystkie swoje rzeczy i multum niepewności.
— V — mruknęła Hoshi.
Yakiimo uniosła brew, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Fukao.
— To skrót od Vladimir?
— Valdemar? — Kaori zmrużyła oczy.
— Voldemort! — Mayako wparowała do salonu, trzymając w dłoni butelkę piwa.
Sting niespodziewanie dostał ważny telefon i musiał zostawić ją w spokoju. Zdążyła więc gwizdnąć kolejną porcję alkoholu, kiedy nie patrzył.
— V to V. — Akairo ze zrezygnowaniem pokręciła głową. — Jest Koreańczykiem.
Yakiimo gwizdnęła z podziwem, chociaż dało się w tym wyczuć lekką kpinę.
— Związek na odległość, co?
— Daj spokój, Yakii. Koreańczycy są przystojni — oznajmiła Kaori.
Kakashi otworzył powiekę i łypnął na nią jednym okiem. Musiała naprawdę się starać, by uniknąć jego lodowatego wzroku.
Yakiimo uniosła się do siadu i odstawiła kieliszek na stół, szturchając Rhan w bok.
— Zbieraj się. Obiecałaś odwieźć Naruto — przypomniała, palcem wskazując na wciąż śpiącego Uzumakiego.
Barmanka podeszła do chłopaka i brutalnie potrząsnęła jego ramieniem. Ocknął się po chwili, zupełnie zdezorientowany, przestraszony i nadal upojony alkoholem. Jego nieprzytomne oczy zetknęły się z tymi należącymi do Rhan.
— Te, piękniś! — warknęła. — Dupa w troki, inaczej twój wierny piesek na nas naszczeka.
Inami wydała z siebie ostentacyjne prychnięcie.
— Jaki pies…? — wybełkotał.
— Metr sześćdziesiąt wzrostu, blada cera, trupie oczy i brak umiejętności artykułowania mowy, pamiętasz? Wabi się Hinata — tłumaczyła niczym małemu, upośledzonemu dziecku.
Naruto z trudem stanął na własnych nogach. Rhan objęła go w pasie i pociągnęła w stronę korytarza.
Siemanes, miękki fajfusie! — krzyknęła za nim Yakiimo.
Ten odwarknął coś o zamordowaniu Stinga, ale wszystkie trzy skwitowały to lekceważącym machnięciem ręki. Wiedziały, że Uzumaki miał za słabą głowę, żeby rano cokolwiek pamiętać.
Mayako klapnęła obok Yakiimo, a w pomieszczeniu zaległa cisza przerywana jedynie dźwiękiem otwieranego piwa, którym pogardziły zarówno Kaori, jak i Inami. W głowie huczało im od nadmiaru alkoholu i obie zastanawiały się, jak Maya może wlewać w siebie kolejne litry. Z korytarza dobiegło do nich trzaśnięcie drzwiami.
— Ktoś przyszedł — mruknęła Hoshi, przeciągając się leniwie.
Sting wmaszerował do salonu z nietęgą miną, a jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej przeszywające, gdy natrafił na wzrok wyjątkowo zadowolonej Okanao. Skwitował jej zachowanie ostentacyjnym prychnięciem i nim zdążył cokolwiek powiedzieć, do mieszkania weszła kolejna osoba. Potężna sylwetka wyróżniała się nawet na tle Eucliffe’a. Kakashi powoli otworzył obie powieki.
— Długo ci zajęło. — Stłumił ziewnięcie.
— Miałem dużo spraw do załatwienia — rzucił tamten.
Yakiimo momentalnie struchlała. Z resztą pozostałe dziewczyny również wydawały się mocno zaskoczone. Madara postąpił dwa kroki do przodu, wchodząc w krąg słabego światła. Niewiele się zmienił; nosił te swoje czarne koszule, ciemne spodnie, a włosy wiązał w kucyk. Nawet cwaniacki uśmieszek nie schodził mu z ust.
— Przyszedłem odebrać to, co moje — kontynuował.
Fukao odruchowo szturchnęła Yakiimo, na co tamta warknęła gardłowo.
— Rusz się — syknęła Kao.
— Ani myślę — odszepnęła.
— No, Yakii, dupa w troki. Zostawiłem włączony silnik. — Uchiha zaśmiał się krótko.
— Szczyt romantyzmu — jęknęła Mayako, na co Sting zgromił ją wzrokiem.
Inami poderwała się z miejsca. Żyłka na jej czole niebezpiecznie pulsowała, zwiastując nadchodzący atak gniewu.
— Przychodzisz sobie tutaj jak gdyby nigdy nic, ty zasrany ćwoku, i oczekujesz, że z tobą pójdę?! Jesteś tak beznadziejny, że…
Coś spadło na głowę dziewczyny, przerywając słowotok. Dotknęła ciężkiego materiału, wyczuwając gładką powierzchnię. Znoszona, stara, śmierdząca papierosami skóra, po której ślad zaginął, spoczywała bezpieczna w jej rękach. Z rezerwą zerknęła na Madarę.
— Walała się u mnie. — Niedbale wzruszył ramionami. — Przecież wiesz, że mi się w niej podobasz, dlatego przestań zrzędzić i chodź.
Chwilę potem stojąc na progu Kaori widziała, jak lekko zarumieniona Yakiimo zakłada na siebie swoją ulubioną część garderoby, by później nieśmiało chwycić wyciągniętą dłoń Madary. Inami odwróciła się i posłała im przez ramię wyjątkowo szeroki, wręcz niespotykany u niej uśmiech. Wtedy wielki napis na jej kurtce ponownie przyciągnął uwagę Kaori, przypominając te wszystkie momenty, kiedy mijała się z dziewczynami, nie potrafiąc do nich dotrzeć. Hard to break. Właśnie takie były. Każda miała swoje własne sprawy, zmory i problemy. Nie musiały się nimi dzielić. Nie musiały nawet rozmawiać. Jednak teraz, obserwując opuszczające mieszkanie towarzyszki, Kao wiedziała, że natrudziła się nie na darmo. Pewnie drzwi zostały otwarte na dobre, wpuszczając do ich wnętrz coraz więcej światła. I gdyby przyszło jej znowu angażować się w sprawę mordercy, narażając Hoshi oraz Mayako, a później jeszcze wojować z Yakiimo — zrobiłaby to. Bo w tym krótkim czasie udało jej się zburzyć wszystkie mury i dosięgnąć ludzi, których naprawdę kochała.


* Chris Classic  — Beast


...i tym oto akcentem kończymy!





Przyznaję się bez bicia, że nigdy nie byłam dobra w pisaniu przemówień, a tym bardziej, mów pożegnalnych, dlatego wybaczcie mi, jeśli ta będzie zbyt banalna. Niektórzy z Was pewnie spodziewali się tego, co dziś nastąpi. Wszyscy dobrze wiemy, że sytuacja na blogspocie nie jest kolorowa i pojawia się coraz mniej nowych blogów. Co prawda ostatnio nastąpiła odwilż, jednak podchodziłabym do niej z dystansem. W związku z tym na Mangowych Wywiadach pojawiało się coraz mniej zgłoszeń i wywiadów. Próbowałyśmy walczyć o tego bloga, rozsyłać spam, zorganizowałyśmy konkursy… jednak na próżno i nadszedł czas, by odejść z klasą.
Opowiadanie, które mogliście przeczytać jest autorstwa naszej szalonej Yakiimo. Nowy szablon wyszedł spod łapek niezastąpionej Mayako. To wszystko oczywiście dla Was i dla nas, aby pożegnanie nie było smutne. Tak naprawdę, my, autorki, zamykamy tylko kolejny etap naszej blogowej działalności. A Mangowe Wywiady? Wciąż będą istniały i będziecie mogli do nich wracać, kiedy tylko zechcecie.
Z tego miejsca chciałabym Wam — czytelnikom ogromnie podziękować. Wasza obecność była dla nas największą nagrodą, ponieważ robiłyśmy te wywiady dla Was! Dziękuję za każdy ciepły komentarz, za każde nowe wyświetlenie bloga, za obserwowanie nas, za branie udziału w konkursach i bycie częścią naszej rodziny. Gdyby nie Wy, Mangowe Wywiady już dawno przestałyby istnieć. Te pięć lat z Wami to był niezapomniany czas. <3
Wywiady Oczami Czytelnika to miejsce, gdzie wciąż możecie do nas pisać. Będziemy tu zaglądać i odpowiadać na Wasze wiadomości. Nie zostawimy tego bloga bez opieki.  Możecie także pisać do nas na chacie, czy w wiadomościach prywatnych.
Teraz trochę mniej oficjalnie…


Yakiimo: Proponowałabym wino na zakończenie, ale założę się, że Kaori walnie mnie w czoło za ten pomysł. xD Na Mangowe trafiłam jako zupełny świeżak, który nie znał ani blogosfery, ani autorów i nie bardzo wiedział w co — tak naprawdę — chce włożyć ręce. Moje zgłoszenie się tutaj było czystym przypadkiem; przeczytałam ogłoszenie o naborze i pomyślałam, że spróbuję swoich sił. To był strzał w dziesiątkę! Nie chodzi tu tylko o to, że radość przynosiło mi sprawdzanie prac dziewczyn, robienie wywiadów czy organizowanie konkursów. Poznałam mnóstwo ciekawych ludzi, którzy mieli dokładnie taką samą pasję, jak ja — pisanie. I to sprawiało, że chciało mi się robić coś więcej; angażować się, próbować, nie poddawać. Pragnę szczerze podziękować całej ekipie Mangowych, że przyjęła mnie z otwartymi ramionami i serduszkami. Za te wszystkie żarty, śmieszki, wysyłane memy. Za opowieści z ich życia, którymi chętnie się ze mną dzielili i za to, że mogłam im podsuwać swoje ramię, gdy było im naprawdę źle. Za miliony niezastąpionych rozmów. Wyrozumiałość, wsparcie i motywowanie mnie do działania. Za to, że nigdy nie wadził im mój wybuchowy charakter, groźby czy niesmaczne komentarze (łatka szalonej już zawsze ze mną zostanie <3) Za wspólne jaranie się Marvelem, nawet jeśli to nie są do końca ich klimaty. Za zainspirowanie mnie do stworzenia nowego opowiadania. Kiedy potrzebowałam pomocy, dziewczyny wyciągały do mnie dłonie albo dawały mentalnego kopa, stawiając do pionu. W tak krótkim czasie podarowały mi kawałek siebie, zabierając kawałek mnie — i to jest w tym najpiękniejsze. A Wam, czytelnicy, dziękuję za każdy komentarz, który napawał nas dumą, za to, że śledziliście nasze poczynania i byliście z nami… do końca. Czas nieubłaganie leci, a ja wraz ze swoimi blogerowymi psiółkami zamykam pewien etap życia zwany Mangowymi Wywiadami. Mogę więc powiedzieć tylko jedno: na zawsze ze mną.


Mayako: Myślę, że wszystko się kiedyś kończy. Ja też się już kończę. Serio, za stara jestem, lędźwie mnie bolą. Nie śmiejcie się.
Słuchajcie, nie wiem do końca co powiedzieć. Może i byłam tu wyłącznie leniwym ogrodnikiem, który dbał o dobrą wizualizację, ale mówcie co chcecie: częścią ekipy też byłam, gamonie. Wgląd w to wszystko i obserwowanie pracy dziewczyn, to naprawdę jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu. I cieszę się, cholernie się cieszę, że miałam tę możliwość, że mogłam pomóc, dzielić z nimi emocje, wszelkie troski, bo okazały się naprawdę niezastąpionymi przyjaciółkami. W tym bardzo przewrotnym dla mnie roku, pomogły mi naprawdę wiele i uświadomiły, że koniec Wywiadów, to nie koniec tych wspaniałych więzi.
Smutno mi, że Mangowe się kończą. Nie ukrywam tego, uderza mnie to w serce, bo kurka wodna, to aż pięć lat. Pięć lat świetnej roboty, którą podziwiałam niemalże od początku. My się nie wypaliłyśmy. Wypaliły się fandomy. Powstaje w tym momencie tak wiele serii, ludzie odchodzą od tych boskich tasiemców, brakuje nam inspiracji, stara gwardia się sypie, a co nowsi autorzy przybywają tylko na chwilę i gdzieś zaraz giną. Czynników usypiających naszą działalność jest naprawdę wiele. Myślę jednak, że może kiedyś, kiedy blogger wróci do swojej świetności, Wywiady znowu staną otworem dla Was wszystkich. Nie wykluczam tego, zwłaszcza, że my jeszcze nie nosimy się z zamiarem porzucenia blogspota. Tak przynajmniej wyczuwam. :D
Więc, drodzy moi, Wam też ślę podziękowania. Wiadomo, bez Was nie byłoby nas. Przez tę witrynę przewinęło się naprawdę wiele świetnych osób i ich prac, w które wkładały całe swoje serce i z takim samym zaangażowaniem opowiadały o nich, o planach na przyszłość, o swoim życiu. To jedna z rzeczy, za które jestem temu blogowi wdzięczna najbardziej. Możliwość poznawania ludzi, dzięki którym żyje się lepiej.
Składam więc pokłony. Wobec dziewczyn i wobec Was.
Jeszcze nie raz skrzyżują się nasze drogi, jestem pewna.
Nie żegnam się. Mówię: do zobaczenia.


Kto może niech wypije dziś za nasze zdrowie i świętuje razem z nami 5. urodziny Mangowych Wywiadów! Sto lat!



Załoga Mangowych Wywiadów:
Kaori, Yakiimo, Mayako, Rhan

8 komentarzy:

  1. JAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA, JAK JA SIĘ WZRUSZYŁAM CZYTAJĄC TO. I TAK, MOGĘ WLEWAĆ W SIEBIE ALKOHOL, WRÓCIŁAM DO DOMU Z PIWKIEM I JE ŻŁOPIĘ.

    Ok, mam świeczki w oczach. Cieszę się, że nie zabrakło Hosh. Dobra, nie mogę poskładać zdań do kupy, bo serio jestem w emocjonalnym rozkładzie. Gówno mnie obchodzi wasze zdanie, dokładnie tak kiedyś skończymy; nawalone i szczęśliwe.

    MOGĘ DALEJ PŁAKAĆ? XDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EJ, ALE SZABLONIK TO ODJE*AŁAM PICUŚ GLANCUŚ, I NIE POWIECIE, ŻE NIE, BO JAK POWIEDZIE, TO SKOPIE WAM DUPSKA, BO MIAŁAM Z NIM WIELE PRZEJŚĆ XDDDDDDDDDDDD

      Usuń
    2. *POWIECIE, PIJANA JESTEM XD

      Usuń
    3. Teraz już wiesz, czemu to w twoje usta włożyłam wszystkie pijackie teksty. xD

      Usuń
    4. Dobrze, że pijackie teksty....................


      XDDDDDDDDDDDDDD

      Usuń
    5. penis Stinga jest dla ciebie nieosiagalny

      Usuń
    6. XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

      Usuń
  2. Wchodzę sobie po latach, będąc ciekawa czy jeszcze to żyje i widzę tą smutną wiadomość. Nigdy się chyba tu nie odzywałam, ale chciałabym podziękować wam za pracę. Pamiętam, gdy ten blog miał swoje początki i do dziś podziwiam ten pomysł, bo był na blogspocie czymś unikatowym, naprawdę oryginalnym.

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: RENDER